Co łączy Jezusa i Dostojewskiego?
Przychodzi trędowaty do Jezusa i mówi: jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. „Oczyścić”, a nie „uzdrowić”. Trąd czyni go nieczystym: zabrania kontaktów z nim, mieszkania wśród ludzi kontaktów z nim, bliskości i rozmowy. Bardziej doskwiera temu człowiekowi brak relacji z ludźmi niż sama choroba.
Jezusa zareagował pozytywnie „zdjęty litością” – jak tłumaczy to Biblia Tysiąclecia. To bardzo nieprecyzyjne tłumaczenie. W greckim oryginale Ewangelii to, czego doświadczył Jezus określa ten sam czasownik, który opisuje reakcję miłosiernego Samarytanina na widok porzuconej przy drodze z Jerozolimy do Jerycha ofiary zbójeckiej napaści. Tam (Łk 10) mówi się, że ów „wzruszył się głęboko”. A tutaj – „zdjęty litością”. To „wzruszył się” w języku greckim pochodzi od rzeczownika „wnętrzności”. Nawet na okrągło można powiedzieć „serce” – nie jako organ ale wszystko to, co stanowi wnętrze człowieka. W hebrajskim jest tak, że „rehem” oznacza „wnętrze”, „wnętrzności” a pochodzące od tego „rahamim” oznacza… miłosierdzie.
Mieszamy i mylimy litość z miłosierdziem. Jaka jest różnica? Litość jest wyciągnięciem dłoni w stronę proszącego jednak bez zaangażowania serca. To uczynek bez emocji, bez współczucia, takie „zrobić, żeby zrobić”. Można też tylko współczuć, czyli zaangażować serce i zupełnie nic nie zrobić. Może jedynie obiecać: „będę cię wspierał” albo „pomodlę się za ciebie”. Też słabo, również za mało. Co robi Jezus z trędowatym: wzrusza się a potem dotyka nieczystego. Angażuje serce i ręce.
I to jest przesłanie uzdrowienia trędowatego: dłonie potrzebują serca, a serce potrzebuje dłoni.
Tak żeśmy sobie dziś z Leszkiem rozmawiali na ambonie. Ja zacząłem od historii Dostojewskiego, którego za udział w grupie spiskowej car skazał na śmierć. A gdy już stał przed plutonem egzekucyjnym w ostatniej chwili przyszło ułaskawienie i zamiana wyroku na cztery lata katorgi. Zapytany co czuł w obliczu śmierci, powiedział: błogość i ulgę oraz świadomość, że nikt nie może mi zabronić darzyć innych miłością. Jezusowi – podobnie – nikt nie jest w stanie zabronić darzyć miłością: ani prawa ani obyczaje.
Leszek połknął haczyk z Dostojewskim i zaczął grzebać w „Braciach Karamazow” w poszukiwaniu Wielkiego Inkwizytora – egzekutora, który w ostatniej chwili pozwala Jezusowi odejść wolno, na co Ten odpowiada pocałunkiem. Jezus milczy, a Inkwizytor peroruje o tym, jak to udało mu się uporządkować świat, że ludziom wystarczą chleb i igrzyska, że – idąc powyższym tokiem rozumowania – serce nikomu niepotrzebne, wystarczą dłonie, które nakarmią ludzką gawiedź.
Więc powtórzę jeszcze raz: dłonie potrzebują serca, a serce potrzebuje dłoni. Serce bez dłoni jest czystą ckliwością, ręce bez serca są pustą filantropią.