Choć Biblia o kotach niemal milczy, to jednak sierściuchy znalazły adoratorów nawet w osobach niektórych papieży.
Bodaj najsłynniejszym kociarzem był Benedykt XVI. Jeszcze jako kardynał miał w Tybindze czarno-białego kota o imieniu Chico. Ponieważ odpowiednie przepisy nie pozwalają kardynałom włóczyć się po Watykanie z kotami Chico – gdy Ratzinger był w Rzymie – stacjonował u sąsiadów, a gdy tylko przyszły papież wracał do domu, kot niczym Syn Marnotrawny stawał przed jego obliczem.
Rzeczywiście Pismo Święte o kotach mówi niewiele. Na kartach Biblii można spotkać ponad 100 gatunków zwierząt. Z kotem jest jednak krucho: w Nowym Testamencie nie ma o nim ani słowa. A w Starym? W Biblii hebrajskiej też nic. Jedynie w apokryficznej Księdze Barucha jest jedna wzmianka o bezsensie czci dla pogańskich posążków: „Oblicze mają czarne od dymu unoszącego się ze świątyni. Na ciała i głowy ich zlatują nietoperze, jaskółki i inne ptaki, i KOTY po nich łażą. Stąd poznajecie, że nie są bogami, dlatego się ich nie bójcie (Ba 6,20-22). Księga Barucha znajduje się tylko w niektórych wydaniach Septuaginty (pochodzącym z II wieku przed Chrystusem tłumaczenia Biblii Hebrajskiej na język grecki) i w łacińskiej Wulgacie. Za kanoniczną, czyli mieszczącą się w okładkach Pisma Świętego, uznają ją jedynie katolicy i prawosławni. Zapewne jest w tym tekście dalekie echo powiązania kultu pogańskiego z szacunkiem a nawet kultem kotów w Egipcie i kilku jeszcze innych miejscach na mapie starożytnego świata.
Wróćmy jednak do Wiecznego Miasta. Papież Benedykt nie krył swojej sympatii do kotów. Jeden z dziennikarzy przy okazji inauguracji pontyfikatu zapytał uczestniczącego w nim arcybiskupa Los Angeles kardynała Rogera Mahony’ego, czy to prawda, że papież kocha koty. Nie kocha – odpowiedział hierarcha – on je po prostu uwielbia.
Benedykt nie był pierwszym miłośnikiem kotów. Na początku XIX wieku na Stolicy Piotrowej zasiadł Leon XII. Zaraz na początku pontyfikatu przygarnął małego kotka, który albo się przyplątał albo nawet gdzieś po cichu przyszedł na świat w watykańskich zakamarkach. Leon dał mu na imię Micette – to po korsykańsku (miejscowa odmiana włoskiego) oznacza po prostu „Kociątko” (a dosłownie zdaje się małego amatora myszy). Plotka głosiła, że podczas audiencji papież siedząc na tronie trzymał na kolanach Micette, a przed oczami wścibskich osłaniał go połą płaszcza.
W poszukiwaniu kocich śladów na Papiestwie trzeba cofnąć się jeszcze dalej. Na przełomie VI i VII wieku Łodzią Piotrową steruje Grzegorz I zwany Wielkim. To pierwszy w historii zakonnik wybrany w Konklawe. To ten papież, który wymyślił Msze Gregoriańskie i chorał gregoriański. Jako mnich nie posiadał niczego z wyjątkiem… kota. Trzymał go na kolanach i głaskał podczas osobistej modlitwy i medytacji. To zresztą była dość powszechna tradycja życia monastycznego: klasztory pełne były kotów, mnisi trzymali je w swoich celach i nosili w przepastnych rękawach zgrzebnych habitów – najpierw na terenie dawnego Cesarstwa Rzymskiego, a później głównie na Wyspach Brytyjskie, których chrystianizację rozpoczął właśnie Grzegorz I Wielki.
Stare porzekadło mówi: pogłaszcz raz kota, a na zawsze zostaniesz jego służącym. Kto wie, czy sam Grzegorz Wielki nie doświadczył tego na własnej skórze, skoro jako pierwszy w historii podpisywał się jako „Servus servorum Dei” – Sługa sług Bożych…
[zdjęcia znalazłem w sieci]