Łaska

Ze względu na częstotliwość używania tego słowa, jesteśmy niemal pewni, że wiemy, co ono oznacza. Niemal…

Florencja, koniec XIV stulecia. W cieniu nowo zbudowanej katedry od pięćdziesięciu lat obrasta mchem długi na ponad cztery metry marmurowy głaz. Nikomu niepotrzebny kamień odrzucony przez budujących, bo powierzchnię ma pełną kolorowych plam i ncieków. Gdy mieszkańcy miasta zamawiają u Michała Anioła rzeźbę Dawida – starotestamentalnego bohatera i króla – ku ich zaskoczeniu mistrz bierze na warsztat ten właśnie skundlony kawał marmuru. Gdy kończy pracę zaskoczonym florentyńczykom ukazuje się mierząca 4,34 metra postać biblijnego młodzieńca. Jest bosy. Ale tak bardzo bardzo – od stóp aż po czubek głowy. No dobra: goły jest jak święty turecki, bez żadnych niedomówień. Szykuje się do walki z Goliatem. W lewej ręce trzyma rzemienie procy, a w prawej kamień, który za chwilę do niej załaduje. Maksymalnie skoncentrowany, jakby obliczał odległość do czoła przeciwnika, w które ma wsadzić śmiercionośny pocisk. Aż mu żyły nabrzmiały. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, ktoś spytał mistrza, jakim cudem z kamiennego złomu udało mu się uczynić takie arcydzieło, Michał Anioł odpowiedział, że Dawid przez cały czas był w tym kamieniu. A on jedynie odłupał z głazu to co niepotrzebne, by biblijny bohater mógł ukazać się w świetle dziennym.

Łaska to jest pomoc z Góry we wszystkich tych sprawach i dziedzinach życia, których człowiek nie jest w stanie ogarnąć swoimi siłami. Łaska podobna jest nieco do talentu. Zresztą po grecku łaska to „charis” (stąd mamy charyzmat i charyzmę, utożsamianą nieraz z talentem). A po łacinie – „gratia” (ktoś porusza się z gracją czyli pięknie, wdzięcznie – skąd on to ma?). No właśnie: jeżeli ktoś coś może i potrafi i rodzi się pytanie „skąd on to ma”, to chodzi o łaskę. Elżbieta podczas nawiedzenia przez Maryję pyta: skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Niczym specjalnym Elżbieta sobie na tę wizytę nie zasłużyła, nie zabiegała o nią, nie zapraszała. Wejście Maryi w jej dom, to jest łaska.

Katechizm mówi, że łaska „daje człowiekowi udział w życiu Trójcy Świętej”. Można powiedzieć prościej: łaska sprawia, że stajemy się bardziej podobni do Boga, który stworzył nas na swoje podobieństwo. Grzech zrobił z nas karykaturę. Skamienieliśmy, obrośli mchem. A On darząc nas łaską – jak Michał Anioł we Florencji – w tej bryle marmuru widzi ukrytego, uwięzionego człowieka i swoją łaską dobywa go na światło dzienne. Prawosławie idzie jeszcze o krok dalej i głosi, że łaska to „energija” – Boski pierwiastek (odpowiednik „naszego” podobieństwa) w człowieku, siła do dobra.

Łaska jest dobrowolnym darem. My się zachowujemy często jak pięciolatek, który przychodzi do mamy i mówi „byłem grzeczny, chcę lizaka”. Pan Bóg nie pyta, czy byliśmy grzeczni. Daje nam łaskę, żebyśmy byli grzeczni. Pan Bóg bowiem bardziej interesuje się tym, kim możemy być, niż jacy byliśmy (choć nie oznacza to, że nasza przeszłość w ogóle się nie liczy). Na tym polega Jego miłosierdzie.

Czy łaska to to samo, co dobroć? Nie. W psalmie 23 są takie słowa: dobroć i łaska pójdą w ślad za mną (Ps 23,6). Wymienione obok siebie nie są tożsame. Dobroć oznacza, że głodnemu daje się kromkę chleba. Łaska polega zaś na tym, że tę kromkę chleba dodatkowo smaruje się masłem.

Oczywiście zjawisko łaski jest znacznie głębsze. Na przestrzeni wieków wiedziono wiele poważnych sporów dotyczących chociażby jej relacji do wolnej woli człowieka. Poróżniło nad to nawet dość mocno z Luteranizmem. Tymczasem spraw łaski nie musi być aż tak skomplikowana. Po prostu: bułka z masłem. Zwłaszcza dla kogoś, kto potrafi na nią spojrzeć tak, jak Michał Anioł na kamień odrzucony przez budujących.

(foto: fragment Dawida dłuta Michała Anioła; im bardziej w dół, tym bardziej jest on… „boso”, więc ograniczam się jedynie do cytatu z marmurowego wizerunku).