Zawdzięczamy je Wniebowzięciu Maryi a ponadto nie tyle niedowiarstwu, co skłonności do spóźniania się apostoła Tomasza.
Ludzie dzielą się na tych, co lubią i tych, którzy kochają kwiaty. Ci, co lubią – zrywają je i wsadzają do wazonu. Ci, którzy kochają – podlewają i pielęgnują. W kościele kwiatów zrazu ani nie lubiono, ani nie kochano. A to przez przykre skojarzenia. Starożytni poganie, w tym Grecy i Rzymianie, mieli bowiem w zwyczaju, obsypywanie grobów swoich bliskich i przyjaciół kwiatami. Aż w pewnym momencie – właściwie nie wiadomo, co się stało. I chrześcijanie w podobny sposób zaczęli ozdabiać groby swoich męczenników. Przyczyniło się do tego w sposób znaczący uwolnienie chrześcijaństwa. Praktykę zdobienia kwiatami grobów męczenników uzasadniano wszystkimi tymi miejscami w Nowym Testamencie, gdzie mowa jest o wieńcu – zapewne także z kwiatami – który jest nagrodą za wytrwanie w wierze do końca, czyli do męczeńskiej śmierci (por. 2 Tm 4,6; 1 P 5,4; Jk 1,12 i Ap 2,10).
Na używanie kwiatów w kościele wpływ miały też pewnie apokryfy, zwłaszcza „Transitusy” – a więc starożytne pisma wielbiące Wniebowzięcie Najświętszej Dziewicy. Zgodnie przyznają one, że przy Zwiastowaniu Anioł Pański stanął przed Maryją z lilią w ręku. Natomiast gdy przybył, by Jej oznajmić, iż za trzy dni odejdzie z tego świata, miał trzymać w ręku gałązkę palmową. Matka Boska miała pożegnać się z wszystkimi bliskimi i apostołami, z wyjątkiem Tomasza, który podobnie jak onegdaj na spotkanie ze Zmartwychwstałem w Wieczerniku i tym razem się spóźnił. Gdy wreszcie dotarł na miejsce, nakazał by otwarto grobowiec Bożej Rodzicielki. Co też gdy uczyniono, okazało się, iż nie ma w nim ciała Maryi, a wnętrze sarkofagu wypełnia moc kwiatów i ziół wszelkiej rodzaju i każdej urody. Na pamiątkę tego kwiaty i zioła poświęca się na Wniebowzięcie. A gdyby nie spóźnienie Tomasza, być może apostołowie nigdy nie dowiedzieliby się, że Matka Pana została z ciałem i duszą zabrana do nieba, gdy tylko kres osiągnął bieg Jej ziemskiego życia.
Święty Augustyn podaje taką oto historię, iż niejaki Marcjalis, choć miał córkę chrześcijankę, nie chciał słyszeć o przyjęciu chrztu. Kiedy wylądował na łożu śmierci, zięć Marcjalisa pobiegł do kościoła i z ołtarza św. Szczepana przyniósł zdobiący go kwiatek, który położył na głowie śpiącego natenczas Marcjalisa. Zaś ten, ledwo tylko się ocknął, zaraz o chrzest święty zaczął głośno wołać.
Kwiaty najpierw na grobach, a następnie na ołtarzach kładzione miały przywodzić na myśl ogród rajski tudzież samych świętych, którzy jako kwiaty pięknem swoim i wonią dobrych uczynków mieli przydawać chwały wierze. Kwiaty zaczęto umieszczać na ołtarzu lub w jego pobliżu najpierw w święta, a potem nawet – jak mówią gwarą – na beztydzień.
Tak było aż do czasów Reformacji, która kościoły nie tylko z kwiatów, ale i z większości ozdób ogołociła. Pod koniec XVIII wieku papież Pius VI wydał nawet dokument potępiający zakaz zdobienia ołtarzy i kościołów kwiatami. Jeśli wierni sami przynosili kwiaty, stanowiły one znak ich ofiarności. Miały kwiaty swoją symbolikę: lilie przypominały bezgrzeszność Jezusa i Mari, róże – krew i Mękę Pańską, palmy i inne rośliny zielone – nauczanie Jezusa i Jego wjazd do Jerozolimy. Na gzymsach stawiano kwiaty zielone, doniczkowe, zaś kolorowe w odpowiednich wazonach – na ołtarzu. Przestrzegano, by kwiaty nie zasłaniały tabernakulum oraz by o nie dbać, to znaczy: zmieniać wodę i same kwiaty, aby nie straszyły zwiędłym wyglądem ani wonią zgnilizny, która jest przecież oznaką śmierci. Kwiatami zdobiono także obrazy i figury świętych.
Nie stawiano kwiatów w kościele jedynie w czasach pokuty – w Adwencie i w Wielkim Poście. Był czas, że odmawiano im miejsca podczas pogrzebu, tłumacząc że to przecież smutna okoliczność i kwiatami zdobić jej nie wypada. Wyjątek stanowiły pochówki dzieci. Aż przyszedł znowu czas powrotu do pogańskiej – faktycznie – praktyki zdobienia grobów zmarłych, co dziś szczególnie widać przy okazji świąt, zwłaszcza zaś Wszystkich Świętych. Kwiaty na grobach odczytuje się jako znak szacunku, pamięci i życzenia udziału w radościach raju, który przecież jest kwitnącym barwnie ogrodem.
Pozostaje jeszcze pytanie o kwiaty sztuczne: czy jest dla nich miejsce w kościele? Otóż – być może ku pewnemu zaskoczeniu – przyznam, że tak. Zarówno groby jak i później kościoły zdobiono rzeźbami, płaskorzeźbami i malowidłami przedstawiającymi kwiaty – w to przecież sztuczne kwiaty. Na równi z żywymi traktowano kwiaty wykonane artystycznie ze szlachetnych materiałów ze złotem i jedwabiem na czele – wystarczy wspomnieć choćby papieskie złote róże na Jasnej Górze czy przy Krzyżu Świętej Jadwigi w katedrze na Wawelu. Podkreślano zawsze wartość i jakość materiału na sztuczne kwiaty, więc do co współczesnej plastikowej tandety – rzeczywiście spokojnie można się nią brzydzić.