Pasterz woła owce po imieniu

Przewodnik tłumaczył pielgrzymom w Ziemi Świętej, że pojadą teraz na pastwisko, żeby zobaczyć, jak się tutaj pasie owce.

– Owce są głupie – mówi przewodnik. – Cały dzień łażą pochylone, szukając czegoś zielonego do żarcia. Więc w swojej wędrówce kierują się jedynie głosem swojego pasterza. On kroczy na przedzie, od czasu do czasu pokrzykuje, pohukuje, zawoła, zaśpiewa, a stado idzie za jego głosem. Zaraz zobaczycie państwo sami.
Przyjechali na miejsce. Wysiadają z autokaru. Patrzą – kroczy stado owiec. Ale gość, który wygląda na pasterza, nie idzie przodem i nie nawołuje, tylko kroczy za stadem i pogania je, lejąc niesforne owce kijem. Przewodnik podchodzi do niego zirytowany:
– Co ty robisz, człowieku? To ja turystom tłumaczę, że pasterz idzie przodem, że pokrzykuje, że owce idą za jego głosem… A ty z tyłu i jeszcze okładasz je kijem. Co z ciebie za pasterz?
– Ale ja nie jestem pasterze – rozkłada ręce chłopina. – Ja jestem rzeźnikiem. Na ubój te owce poganiam…

Dziś jest niedziela Dobrego Pasterza. Tak Jezus mówi o sobie. I dodaje jeszcze, że owce słuchają Jego głosu, a On woła je po imieniu ((J 10,1-10). Prawda jest taka, że udomowiona owca nie jest w stanie przeżyć bez pasterza: ufa mu bezgranicznie, a on prowadzi ją na pastwisko i do wodopoju. Ona odwdzięcza mu się mlekiem i wełną za życia, mięsem po śmierci. W ten sposób nawzajem sobie życie zapewniają. Dlatego Jezus nie nazywa siebie kowbojem, rybakiem czy hodowcą kur. Tylko właśnie pasterzem.

Zapraszam do obejrzenia małej kolekcji mozaiki i malunków o Jezusie Dobrym Pasterzu:

Mozaika Dobrego Pasterza z mauzoleum ostatniej cesarzowej rzymskiej Galli Placidii. Same plotki krążą o tym miejscu. Najpierw że Galla zbudowała kwaterę jako wotum za ocalenie z jakiejś morskiej kolizji. Potem – że wcale tu nie została pochowana, tylko w Rzymie. A jeszcze inni mówią, że ją tutaj jednak pochowano, zabalsamowaną na siedząco. I że tę mumię można było oglądać przez specjalny wizjer. Ale w XVI wieku jakieś dzieciaki chciały zobaczyć lepiej, podpaliły tutkę papieru i wrzuciły przez wizjer do środka. I mumia poszła z dymem. Wygląda na to, że mamy w Rawennie nie sarkofag, a cenotaf, czyli grób pozorny, symboliczny.