Określenie „czubek” jest dzisiaj inwektywą, słowem złym. Choć jeszcze do niedawna było obiegowym określeniem osoby chorej psychicznie. Jak ów „czubek” trafił do naszego języka i zadomowił się w mowie? To historia nieco zaskakująca.
Jest rok 1540. Hiszpańska Granada. Niejaki Jan, zwany Bożym, późniejszy święty, zakłada zakon męski, którego celem jest nie tylko modlitwa, ale nade wszystko czynienie dobra. Zakonnicy nazywają się „fratres misericordiae” – braćmi miłosierdzia. Ludzie zaś mówią, że każdy z nich, do dobry brat – „bonus frater” – i wspólnotę nazywają „bonifratrami”. Zresztą nazwa wpisuje się w charyzmat zakonu, którym jest – po prostu – czynienie dobra. A ponieważ okazuje się, że najwdzięczniejszą częścią populacji, spragnioną dobra, są chorzy, zakon nabiera charakteru szpitalnego i niespełna pół wieku po założeniu wstępujący doń mężczyźni, oprócz zwykłych ślubów ubóstwa, posłuszeństwa i czystości składają także dodatkowe zobowiązanie – szpitalnictwa, czyli opieki nad chorymi.
Do Polski przybywają bonifratrzy w roku 1609. Osiedlają się w Krakowie. Tutaj, u zbiegu ulic świętych Marka i Jana (ścisłe centrum, o dwa kroki od rynku) kamienicę dla nich funduje zacny kupiec krakowski Walerian Montelupi. Zakon się rozwija, powstają nowe placówki zakonno-szpitalne, między innymi w Cieszynie, Boguszowicach i Zebrzydowicach – na Śląsku Cieszyńskim. Bonifratrzy zajmują się położnictwem, higieną, krzewieniem oświaty medycznej. Słyną także prowadzeniem szczególnie trudnych do ogarnięcia placówek, zajmujących się chorymi psychicznie.
Bracia zakonni chodzili ubrani w habity. Jednym z elementów ich stroju był spiczasty kaptur z charakterystycznym czubkiem. Więc nazywano bonifratrów „czubkami”. A gdy ktoś postradał zmysły, popadł w melancholię albo w inny jakiś sposób stracił kontakt z rzeczywistością, odwoziło się go „do czubków” czyli do zakładu bonifratrów. Wówczas określenie to było powszechnie stosowanym i nie zawierało w sobie żadnych obraźliwych konotacji.
Z czasem określenie „czubek” zmieniło adresata: w codziennej mowie nie mówiło się tak już o bonifratrach, ale o pensjonariuszach i przytułków. I tak powstał termin, który przez długie lata będzie w powszechnym użytku, aż nie stanie się stopniowo coraz bardziej złośliwym, obraźliwym, by wreszcie znaleźć się na cenzurowanym.
Nawet Niemcy nie pozbawili do końca bonifratrów działalności medycznej (Kraków), dzięki czemu bracia złotymi głoskami wpisali się w historię, poprzez opiekę i pomoc zwłaszcza dla działaczy Polski podziemnej. Ich placówki zlikwidowali dopiero komuniści. W latach 90. ubiegłego wieku zakon zaczął odzyskiwać swoje szpitale – w Krakowie, Łodzi, Marysinie i w Katowicach.
W wyniku reform wewnętrznych bracia nie noszą już kapturów z czubem. Więc nie ma powodów, by żałować, że „czubki” odeszły do lamusa. Natomiast wciąż skutecznie niosą pomoc chorym, korzystając nie tylko ze zdobyczy nowoczesnej farmacji, ale także z wiekowego doświadczenia w zakresie ziołolecznictwa. Bonifratrzy, obok szpitali, prowadzą także domy opieki, hospicja, jadłodajnie i warsztaty terapeutyczne.