Świństwo

To jest przydługi, choć podzielony na mniejsze kęsy, tekst o tym, co świnia robi w Biblii i w polityce. Najlepsze, moim zdaniem, są przysłowia. Na samym końcu. Same świńskie.

Pierwsze dziki udało się schwytać i oswoić w Mezopotamii około 10 tysięcy lat temu. Zwierzęta były wszystkożerne, a więc tanie w utrzymaniu. Bardzo szybko rosły (wagę 100 kilogramów są w stanie osiągnąć w pół roku po przyjściu na świat), więc były łatwym i wydajnym źródłem pożywienia. Stanowiły więc nieodłączny element krajobrazu ludzkich osiedli na prawie całym Bliskim Wschodzie. Prawie całym – bo był taki wyjątkowy skwarek, przepraszam, skrawek tej części świata, którą Najwyższy przeznaczył jako lokum dla Narodu Wybranego: Ziemia Święta. Szczyci się ona dwiema wyjątkowymi cechami: to jedynek miejsce na Bliskim Wschodzie, gdzie nie ma ropy naftowej i gdzie w czasach biblijnych nie je się wieprzowiny.

Wśród zwierząt nieczystych, których mięsa nie wolno spożywać, jest „wieprz, ponieważ ma rozdzielone kopyto, ale nie przeżuwa – będzie dla was nieczysty”. Ten zakaz kulinarny umieszczony jest w dwóch miejscach Prawa Mojżeszowego: Kpł 11,7 oraz Pwt 14,8. Zakaz miał charakter religijny, ale dociekliwi wspominają także jego zalety dietetyczne i sanitarne. Wieprzowina jest ciężkostrawna (smakosze uznają to nie za argument, a za rodzaj resentymentu). Wieprzowina szybko ulega zepsuciu, nie sposób przechować ją, gdy mieszka się w namiocie na pustyni. Wieprzowinę trzeba porządnie dogotować, co przy tej ilości opału, jaką można znaleźć mieszkając w namiocie na pustyni raczej rzadko jest możliwe. A jeśli wieprzowiny się nie dogotuje, to prawie jak w banku mamy włośnicę, a w efekcie zapalenie mięśnia sercowego albo płuc, albo mózgu, albo wszystko to w zestawie, jednym słowem: śmierć.
Spożywania wieprzowiny zabrania również Koran. Ale to już historia późniejsza. I nie dziwie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że islam jest wyemancypowanym i zmodyfikowanym judaizmem w połączeniu z elementami chrześcijaństwa i wszystkiego tego, co – znalezione po drodze – uznano za wartościowe.

Wieprzowinę kojarzono w czasach Starego Testamentu z bałwochwalstwem. I słusznie, bo używano jej do składania ofiar. Gdy władca Syrii Antioch IV Epifanes zdobył Jerozolimę, nakazał, żeby „w świątyni zaprzestano składać całopalenia” a w zamian, by „składano na ofiarę mięso świń i innych nieczystych zwierząt” (1 Mch 1,47nn). Żydzi mieli głęboko gdzieś te dziwaczne zarządzenia, nie bacząc na to, że ich odrzucenie było samobójstwem:
„Niejaki Eleazar, jeden z pierwszych uczonych w Piśmie, mąż już w podeszłym wieku, szlachetnego oblicza, był zmuszony do otwarcia ust i jedzenia wieprzowiny. On jednak wybierając raczej chwalebną śmierć aniżeli godne pogardy życie, dobrowolnie szedł na miejsce kaźni” (2 Mch 6,18-19).
Okupanci nie dawali za wygraną, prośbą, groźbą lub przekupstwem próbując nakłonić Izraelitów do zmiany diety:
„Siedmiu braci razem z matką również zostało schwytanych. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo” (2 Mch 7,1). Chłopaki się nie dali. Więc w sposób wyjątkowo okrutny odebrano im życie na oczach rodzonej matki.
W ciągu wielowiekowej historii nie wszyscy Żydzi byli jednak w podobny sposób konsekwentni w kwestii wieprzowiny, skoro prorok Izajasz pisze, iż Najwyższy się wpienił na ten lud, który ze względu na pogańskie bałwany opycha się wieprzowiną (por. Iz 65,3-4).

Świnie miały zatem złą prasę. Używano ich jako obrazu głupoty i zdrady. Oto trzy przykłady.
Księga przysłów powiada: „czym w ryju świni złota obrączka, tym piękna kobieta, ale bez rozsądku (Prz 11,22). To dlatego Jezu wypowie słowa przestrogi: „nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6).

W podobny sposób użyje także obrazu świniopasienia, opisując skrajny przypadek utraty godności przez syna marnotrawnego, który „przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie; pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał” (Łk 15,11nn).

Święty Piotr w drugim ze swoich listów pisze o dokonujących apostazji – tych, którzy zrazu nawrócili się z pogaństwa i przyjęli chrzest, później jednak wrócili do pierwotnej bezbożności, wyrzekając się Chrystusa, niczym „świnia umyta do kałuży błota” 2 P 2,22.

Wreszcie w Ewangelii pojawia się historia o uwolnieniu dwóch opętanych od demonów. Demony te proszą Jezusa, by mogły wejść w ciała pasących się nieopodal świń. Jezus się zgadza. Trzoda świń natychmiast rusza w dół urwistego zbocza, by pogrążyć w topieli Morza Tyberiadzkiego. Widząc to właściciele stada podchodzą do Jezusa i mówią Mu coś w rodzaju:
– Gościu, przegiąłeś. Idź sobie robić te swoje cuda gdzie indziej. (por. Mt 8,28-34).
Cała ta historia jest ciekawym nawiązaniem do wspomnianego już proroka Izajasza i słów, które wkłada w usta Najwyższego:
– To lud Mnie pobudzał do gniewu bez ustanku a bezczelnie, (…) przebywając w grobowcach i spędzając noce w zakamarkach, jedząc wieprzowe mięso i nieczyste potrawy z sosem w swych misach (Iz 65,3-4).
Ta historia mogła się wydarzyć jedynie na wschodnim wybrzeżu (powiedzmy, że w dzisiejszej Jordanii), gdzie mieszkali osadnicy greccy lub zhellenizowani, a więc nie-Żydzi, trudniący się produkcją trzody chlewnej w celach spożywczo-kultycznych.

Ale żeby nie było znów, że wszystkiemu, jak zwykle, winni są Żydzi, dodajmy jeszcze, że świnia choć innym miła i pożyteczna, u pogan również nie cieszyła się szacunkiem. My mówimy czasem o kimś, że „jajko mądrzejsze od kury”, albo „uczył Marcin Marcina” (ktoś dopowiada czasem: sam był głupi, jak świnia”), a starożytni Rzymianie powiadali „sus docet Minervam” czyli „świnia poucza Minerwę” (rzymską odpowiedniczkę Ateny, bogini mądrości i wojny).

A i w naszej tradycji świnia wdzięcznym elementem ozdobników słownych jest. Powiedzieć o kimś, że „świnia” lub o czymś, że „świństwo”, jest sporą obelgą. Świnia bywa narzędziem edukacyjnym w zakresie kultury osobistej, zwłaszcza dotyczącej zwykłego pozdrowienia:
– I świnia, czasem, mijając człowieka, krząknie – mówi jedno z przysłów. A inne tłumaczy gburów i nieokrzesańców, co „pochwalony” nawet nie rzekną: – Przeszła świnia kole proga, nie wspomniała Pana Boga – albo – Szła świnia przez zboże, nie rzekła „Szczęść Boże”.

Świnia jest chodzącym obżartuchem i oportunistą:
– Dobra świnia wszystko zje. Nie trzeba świni do koryta prosić, sama se drogę znajdzie. Świnia nie chce długo żyć, jeno dobrze jeść i pić…

Jakoś tak wdzięcznie się przyjęło – i to od niepamiętnych czasów – iż mały świński światek okazuje się być wdzięczną metaforą, na odzwierciedlenie parcia na szkło, pragnienia władzy, tudzież sławy, zwłaszcza przez osobniki, niekoniecznie w tym zakresie predysponowane. Już w XVII stuleciu pojawiło się powiedzenie:
– Świnia w ogrodzie, koza w sadzie, prostak w radzi – niepożytek.
Potem Reymont przyłożył w temacie:
– Słusznie powiadają: wystaw pełne koryto, a świnie się znajdą.
Połowy ubiegłego stulecia sięga kolejne wdzięczne powiedzenie:
– Świnia świnią zawsze będzie, równie w chlewie, jak w urzędzie.

Dalekie echo tych uświnionych metafor pobrzmiewa także w opinii, którą usłyszałem niedawno, a która utrzymuje, iż każdy kolejny program gospodarczy, przedstawiany przez kogokolwiek, co prawuje władzę, powinien się nazywać „Plan Wisła”. A to z tego powodu, iż w każdym takim kolejnym programie w gruncie rzeczy chodzi zawsze tylko i wyłącznie o dwie rzeczy: żeby pogłębiać dno i żeby trzymać się koryta. Nie wiem, nie znam się na tym.

[O Orwellu, świniach świętego Antoniego i tym podobnych napiszę przy innej okazji. Chyba, że nie chcecie. Obrazki znalazłem w sieci.]