Wiało strasznie. Więc zaraz rano gdy tylko wyszedłem przed na pole (bo w Galicji mieszkam) rozejrzałem się wokół czy gdzieś czyjś dach nie leży w całości albo w ratach.
I Tuwim przyszedł mi do głowy:
Jeden wiatr – w polu wiał,
drugi wiatr – w sadzie grał:
Cichuteńko, leciuteńko,
liście pieścił i szeleścił,mdlał…
To nie ten wiatr, nie dzisiejszy – pomyślałem. Ruszyłem pamięć dalej:
Jeden wiatr – pędziwiatr!
Fiknął kozła, plackiem spadł,
skoczył, zawiał, zaszybował,
świdrem w górę zakołował
I przewrócił się, i wpadł
na szumiący senny sad,
gdzie cichutko i leciutko
liście pieścił i szeleścił
drugi wiatr…
Moja mama ma dużo wspomnień. Jak na przykład to, że w szkoke u sióstr Urszulanek w Tarnowie na jakiejś akademii kazano jej recytować „Dwa wiatry” Tuwima wespół z koleżanką. Siostra profesorka obsadę zrobiła charakterystyczną że względu na temperament. Koleżanka odgrywała ów pierwszy, flegmatyczny, spokojny wiatr, co pieścił i szeleścił. A moja mama inscenizowała tego wariata pędziwiatra.
– I popatrz – teraz powtarza – do głowy mi nie przyszło, że ja się kiedyś Pędziwiatr będę po mężu nazywała…
Sfrunął śniegiem z wiśni kwiat,
parsknął śmiechem cały sad,
wziął wiatr brata za kamrata,
teraz z nim po polu lata,
gonią obaj chmury, ptaki,
mkną, wplątują się w wiatraki,
głupkowate mylą śmigi,
w prawo, w lewo, świst, podrygi,
dmą płucami ile sił,
łobuzują, pal je licho!
A w sadzie cicho, cicho…
Cóż, gwoli ścisłości przypomnę tylko moje motto FB-owe: Pędziwiatrem może zostać każdy. Wystarczy przebiec 5 minut w 10 sekund…