Mknę ekspresówką z rana. Dojeżdżam do pierwszego rozjazdu. Więc przenoszę się na lewy pas. Ci z prawego będą zjeżdżać, a kawałeczek dalej pojawią się na nim ci, którzy będą się włączać do ruchu.
O, właśnie jeden to zrobił – granatowy seat. Zaraz na prawym pasie zaczyna się sznur kilkunastu ciężarówek. Jadą zdecydowanie wolniej i dość blisko jedną za drugą. Ja cisnę jakieś złoty dwadzieścia i systematycznie łykam kolejne tiry. A granatowy seat wpada za mnie. Jedzie tak blisko, że w lusterku widzę tylko jego światła, tablicy i zderzaków już nie.
Tymczasem światła eksplodują serią szybkich błysków. Czyżby ktoś znajomy? – myślę. A może seat ostrzega mnie, że za nami jedzie nieoznakowany radiowóz i kameruje? Ale przecież jadę te przepisowe złoty dwadzieścia.
W pewnym momencie wpada mi do głlowy kretyńska myśl, że oto może miałbym usunąć się z drogi zjeżdżając na prawy pas. Kretyńska – bo na prawym tir sunie za tirem w odstępach kolumny wojskowej. Znów seria błysków. Moja fiacina musi się czuć jak kotka w marcu, tak wdzięcznie nagabywana przez folołersa.
Za ciężarówką, która grzała na początku wolniejszego peletonu wracam na prawy pas. Jeszcze ze sto metrów I wkraczam na kolejny zjazd z ekspresówki, żeby pogrążyć się w czeluściach miasta. Spodziewam się, że właściciel seata zrówna się ze mną i pokaże mi jeden z palców, bynajmniej nie ten, na którym nosi się obrączkę. A potem wjedzie przede mnie i ostro zahamuje, żeby wziąć odwet. Widziałem takie filmiki w internecie.
On tymczasem potulnie odbija na ten sam zjazd co ja. Anim tego nie spostrzegł, jak moja fiacina chyba czarną seatowi podała polewkę, bo nie ma już żadnego teraz mrugania światłami i dystans jest taki, że mogę odczytać w lusterku jego tablicę – pierwszą literą jest „S”, a więc swój chłop, pozostaje litery przemilczę.
I tak się pięknie dzień zaczął od lekcji, że nie każdy, kto porusza się krok w krok za tobą, to twój miłośnik czy wielbiciel. I że nie każde ajkju jest trzycyfrowe.