Dziś czyta się w kościele przypowieść o człowieku, który posiał na swojej roli pszenicę.
Nocą przyszedł nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. Kiedy to wszystko podrosło, słudzy pytają tego człowieka, czy nie wyrwać chwastu. A on, że nie, bo przy okazji mogą też zniszczyć pszenicę. Niech rosną do żniw razem, wtedy zrobi się porządek (Mt 13,24-30).
Szwarzcharakterem tej przypowieści jest barwnie kwitnący kąkol albo życica. To trawa, a więc daleka kuzynka pszenicy. W pewnym etapie rozwoju wygkads identycznie jak pszenica. Ma kłos złożony z małych kłosków. Znajdujące się w nich ziarno używano się jako paszę dla zwierząt. Próbowano z tych ziarenek zrobić chleb. Nawet się udał. Tyle, że zaszkodził tym, którzy go kosztowali.
Dlaczego wyrywający życicę mieliby zniszczyć pszenicę? Przez pomyłkę? Albo zadeptanie? Nie. Z powodu korzeni. Kiedy życica rośnie między zbożem, ich korzenie wzajemnie się splatają, niczym zapaśnicy, jakby pod ziemią mocowały się ze sobą, tocząc jakąś walkę. Wyrywana z korzeniem życica nie odpuszcza, ale pociąga za sobą także korzenie pszenicy. A więc chwytasz życicę, nawet nie dotkniesz zboża, a ono i tak wyskakuje z gleby, zniszczone. W ten sposób pszenica i życica stają się obrazem sposobu, w jaki dobro i zło przenikają się nawzajem na tym świecie. A to jest temat do ciekawych przemyśleń i dyskusji. To o czym rozmawialiśmy dziś z moim kolegą Leszkiem na ambonie można streścić w trzech punktach:
Najwięcej zła sieją ci, którzy swoje dobro chcą narzucic innym.
Fundamentem zła nie jest siła złych, tylko obojętność dobrych.
Jeśli nie stać cię na zrobienie czegoś dobrego, staraj się przynajmniej nie zrobić nic złego.