Święty od krów

Jeżeli chcesz znaleźć w kościele wizerunek Łukasza Ewangelisty, rozglądaj się za krowami. Jeżeli znajdziesz choć jedną, to – z całą pewnością – gość w jej pobliżu nie będzie pastuchem ani rzeźnikiem, tylko właśnie autorem wyjątkowej Ewangelii.

To skojarzenie bierze początek w pierwszym rozdziale Księgi Ezechiela, opisującym wizję czterech istot żywych. Oprócz wołu są to także: lew, orzeł i uskrzydlony człowiek. Byk – a ściślej rzecz biorąc wykastrowany przedstawiciel gatunku krowy domowej czyli wół – jest atrybutem Łukasza. A to z tego powodu, iż jego Ewangelia zaczyna się opisem zwiastowania Zachariasza. Ów żydowski kapłan składa codzienną ofiarę kadzenia w świątyni, gdy ukazuje mu się anioł, zapowiadający narodziny upragnionego syna – Jana, później zwanego Chrzcicielem. Zwiastowanie ma miejsce podczas składania ofiary, a wół jest zwierzęciem ofiarnym. Stąd to skojarzenie wołu i Łukasza. W tłumaczeniu posuwano się czasem jeszcze dalej. Oto wół – osobnik bezpłodny – jest obrazem Zachariasza, który również nie może cieszyć się potomstwem. W każdym razie aż do czasu. Wół jest symbolem siły i pracowitości posuniętej aż do granic ofiary.

Wszystko wskazuje na to, że swoje księgi – Ewangelię i Dzieje Apostolskie (bo to też jego autorstwo) – Łukasz napisał pod koniec I wieku. Nie wiadomo dokładnie kiedy. Nie ma w nich nawet sugestii o zburzeniu Jerozolimy, którego Rzymianie dokonali w roku 70. A więc być może Łukasz pisał wcześniej. Ale też nie wspomina o męczeństwie świętego Pawła, któremu towarzyszył w części podróży misyjnych. Być może podczas jednej z nich, gdy Paweł dotarł do Antiochii, przyjęli go pod dach rodzice Łukasza. I tak się poznali. Łukasza wspominają też niektóre listy świętego Pawła, być może pisane przez Łukasza pod dyktando Pawła.

Łukasz był lekarzem. „Donosi” o tym sam Paweł (Kol 4,14). W swoich księgach używa przepięknej – podobno – greki. Dysponuje o wiele szerszym, niż pozostali ewangeliści, zasobem słownictwa. Fachowo opisuje choroby i dolegliwości, a w jego Ewangelii pojawiają się terminy, znane z dzieł Hipokratesa i Galena (świat jest mały).

Gdyby nie Ewangelia Łukasza, nie odmawialiśmy dzisiaj różańca. To on, jako jedyny, opisał Zwiastowanie Maryi w Nazarecie i jej Nawiedzenie domu Zachariasza i Elżbiety. Z tych opisów pochodzą słowa naszej modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. W scenie Nawiedzenia są też słowa hymnu Maryi „Magnificat” – a więc, gdyby nie Łukasz, nie mielibyśmy dziś nieszporów.

A i z prawdą o Bożym Miłosierdziu nie byłoby najlepiej. Łukasz jako jedyny zamieszcza Jezusowe przypowieści o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu, o kobiecie poszukującej zagubionej drachmy. Jako jedyny opisuje nie tylko okoliczności poczęcia i narodzenia Jezusa, ale także fakt nawrócenia jednego z łotrów, ukrzyżowanych wraz z Jezusem.

Jako jedyny Łukasz rozpoczyna Ewangelię od nieco zagadkowej dedykacji: W oryginale greckim wygląda to tak: „KRATISTETHEOPHILE”. Czy to jedno słowo? Dwa? Trzy? Nie mamy pewności, ponieważ w tamtych czasach pisało się stychami – czyli – dużymi literami, bez przerw (spacji) i bez znaków interpunkcyjnych. Święty Hieronim, gdy tłumaczył Biblię na łacinę, rozczytał to jako „KRATISTE THEOPHILE” – czyli – „DOSTOJNY TEOFILU”. Ale można jeszcze inaczej: „KRATISTE THEO PHILE” – czyli – „DOSTOJNY PRZYJACIELU BOGA”, bo „Teofil”, to tyle, co „przyjaciel” albo nawet „miłośnik” albo „wielbiciel” Boga. Tak więc dedykacja niekoniecznie dotyczy jakiegoś dżentelmena o imieniu Teofil, ale może się odnosić do każdego, kto poszukuje prawdy o Bogu-Przyjacielu.

W V wieku powstała legenda, zrazu dość żywa, a i dziś całkiem nieźle się mająca, jakoby Łukasz był malarzem, portrecistą specjalizującym się w konterfektach Najświętszej Panienki. Gdyby owa legenda pojawiła się wcześniej, można by ją uznać za nawet nieco prawdopodobną. A tak… Ale soczystego piękna tego rodzaju pobożnym sugestiom odmówić nie można. A ponieważ w niczym one specjalnie nie przeszkadzają, niech zatem pozostaną. Skądinąd złośliwcy utrzymują, że gdyby zebrać z całego świata te wszystkie blaty od stołu z nazaretańskiego domku Świętej Rodziny, które Łukasz miał okrasić wizerunkami Maryjnym, pewnie niejeden sklep Ikei by ich nie pomieścił. Łukasz patronuje więc nie tylko pracownikom służby zdrowia, ale również malarzom, rzeźbiarzom i grafikom.