Jak to: jak? Trzykrotnie. Za trzecim razem od pocałunku. A było to tak.
Kiedy Mosze miał 120 lat, gdy minęło 40 lat , odkąd wywiódł 600 tysięcy Izraelitów z Egiptu, gdy stał już z nimi u wrót Ziemi Obiecanej, Najwyższy, który przez niemal całe życie ciągał go po górach i tym razem kazał mu się wdrapać na szczyt Nebo, skąd rozciągał się widok na kraj mlekiem i miodem płynący. Najwyższy kazał mu się napatrzyć do syta. Bo tylko tyle miał z tej Ziemi Obiecanej mieć: widoki i nic więcej. Ponieważ usta Najwyższego to wyrzekły, że Mosze ma teraz umrzeć.
Pierwsze umieranie
Posłał więc Najwyższy archanioła Michała, żeby zabrał duszę Moszego i przyniósł ją do nieba. Gdy Michał stanął przed Moszem i powiedział, po co przyszedł, Mosze zaczął wymieniać swoje zasługi: jak odważnie stanął przed faraonem, jak wyprowadził swój naród z niewoli, jak dbał o niego. I zaczął się Mosze modlić. A jego modlitwa była, jak zawsze, tak mocna, że archanioł Michał wrócił do nieba z pustymi rękami, bezradnie je rozkładając. A Najwyższy nakazał, żeby zamknąć wszystkie okna, drzwi i bramy do nieba, nadto utkać wszelkie szpary i pęknięcia w niebiańskich murach, bo modlitwa Moszego, jak zawsze, tak i tym razem miała taką moc, że mogła odmienić to, co wyrzekły usta Najwyższego, że nadszedł czas, aby Mosze umarł. A on wciąż żył.
Drugie umieranie
Posłał więc Najwyższy pierwszego z szatanów – Samaela – żeby zabrał duszę Moszego i przyniósł ją do nieba. Gdy pierwszy z szatanów – Samael – stanął przed Moszem i powiedział, po co przyszedł, Mosze zdzielił go laską. To była laska, którą rzucał przed faraonem, a ona zamieniła się w węża. To była laska, którą uderzył w wody Morza Czerwonego, a one się rozstąpiły ukazując suche dno, po którym przeszło przez uszczerbku 600 tysięcy ludzi. To była laska, przy użyciu której dobył wodę ze skały na pustyni. A na tej lasce wyryte było imię Najwyższego. Z Niego w lasce Mojżesza taka moc była, że zdzielony nią pierwszy z szatanów – Samael – ledwo uszedł z życiem. Przed oblicze Najwyższego, zdając sprawę z fiaska swojej misji, trafił po omacku. Bo Mosze oślepił go jeszcze blaskiem, który wciąż promieniowało jego oblicze po tym, jak widział chwałę Pana i rozmawiał z Najwyższym jak z przyjacielem – twarzą w twarz.
Trzecie umieranie
Nareszcie Najwyższy sam zeszedł po duszę Moszego. Chwała Pańska otoczyła go. A Najwyższy powiedział do duszy Moszego: chodź duszo Moszego, córko moja, czas byś wróciła do nieba. Na nic zdały się zasługi Moszego, wobec wyroku Najwyższego. Laski Mosze nie odważył się nań podnieść. Promieni blasku nie było sensy miotać wobec Tego, który sam jest Blaskiem Najjaśniejszym. Mosze tylko tyle jeszcze zdołał uprosić, że Najwyższy pozwolił mu na pożegnanie pobłogosławić Izraelitów. Mosze chciał uczynić 12 błogosławieństw – po jednym nad każdym plemieniem. Ale aż tyle czasu nie otrzymał, ledwie pół minuty. Więc wyciągnął ręce i pobłogosławił wszystkich, całe 600 tysięcy, jednym błogosławieństwem. A potem Najwyższy ucałował Moszego. Dlatego mówi pismo, że Mosze „umarł z ust Przedwiecznego”. Następnie ujął jego duszę i uniósł ją do nieba. Zaś jego ciało nie pozwolił pogrzebać nikomu. Sam zajął się pochówkiem.
Wszystko na nic
Jedyny skutek tego umierania Mojżesza był taki, że nie wszedł do Ziemi Obiecanej. Bo Najwyższemu żal się zrobiło, kiedy widział samotność dziecka swojego – duszy Mojżeszowej. Wniebowziął więc Moszego. I posadził na poczesnym miejscu, na Wyżynach Niebieskich. I dlatego nikt nie wie, gdzie jest grób Moszego. Bo grobu Moszego nie ma.
Trzy wyjaśnienia na koniec
Pierwsze. To, co przeczytaliście powyżej jest tylko legendą, wariacją na temat żydowskiej hagady o Mojżeszu i starotestamentalnego apokryfu „Wniebowzięcie Mojżesza”. Tak, Stary testament też ma swoje apokryfy. Nawet judaizm i protestanci jako apokryfy traktują część uznawanych przez katolików i prawosławnych ksiąg Starego Testamentu.
Drugie. W Liście św. Judy – wyjątkowej księdze Nowego Testamentu – czytamy o walce, jaką Michał archanioł toczył z szatanem o duszę Mojżesza (Jud 1,9). Można to zinterpretować trojako. Albo – jak czytaliście wyżej – że najpierw jeden, a potem drugi walczył z Mojżeszem o jego duszę. Albo walczyli między sobą, który ją weźmie. Albo była to walka nie tylko o duszę, ale o grób Mojżesza: szatan chciał zeń uczynić mauzoleum i nakłonić Izraelitów, by czcili Moszego na równi z Najwyższym, a może nawet bardziej, niż Najwyższego, traktując jego miejsce spoczynku jako sanktuarium.
Trzecie. Mojżesz wraz z Eliaszem towarzyszy Przemienieniu Pańskiemu, które jest zapowiedzią zmartwychwstania Chrystusa i Jego Triumfu. Eliasz został – żywy – uniesiony do nieba na wozie ognistym. Więc zapowiadał triumf i chwałę Jezusa. Ale Mojżesz? Bez wątpienia umarł (Pwt 34,5 – „według postanowienia Pana” – tłumaczy Biblia Tysiąclecia, a w oryginale hebrajskim jest „z usta Pana”; nasi uznali to za wyrok, wypowiedziany ustami Najwyższego, tradycja hebrajska widzi w tym pocałunek). Czy zatem nie „popsuł” wymowy Przemienienia? Nie. Wniebowstąpienie odnosi się także do przyjścia Mesjasza na końcu czasów. W tej sytuacji Mojżesz reprezentuje tych, co umarli przed Chrystusem, a Eliasz – tych, których Chrystus zastaje żyjących, gdy przyjdzie. Jedni i drudzy są przeznaczeni do zbawienia.