80 lat temu zatonął statek, po którego pokładzie deptali dwaj mistrzowie pióra.
MS Chrobry, był bliźniakiem MS Sobieskiego, młodszym i lepszym bratem MS Batorego. Zbudowano go w tej samej stoczni, co Dar Pomorza – w Nakskov. Chrobry i Sobieski miały zastąpić Kościuszkę i Pułaskiego na transatlantyckiej trasie do Ameryki Południowej.
W swój pierwszy rejs MS Chrobry ruszył latem 1939 roku. Wydarzenie miał opisać dla prasy Witold Gombrowicz, który – dzięki znajomościom – załapał się na darmowy bilet. Służbowy wypad okazał się być inspiracją nie tylko do „Trans-atlantyku”, pełnego gorzkich rozliczeń z ówczesnym polskim patriotyzmem, ale także do – być może nie do końca zaplanowanej – emigracji argentyńskiej. Na wieść o nieuchronnej wojnie Gombrowicz zszedł na ląd w Buenos i już do końca życia pozostał na emigracji, zrazu w Argentynie, a następnie we Francji.
Tymczasem MS Chrobry ruszył do Anglii. Tutaj, po pewnych przeróbkach, zaczął pracować na potrzeby wojska. Podczas kampanii norweskiej, tej ze słynnym Narvikiem i naszymi strzelcami górskimi, zbombardowany przez niemieckie samoloty, nie miał szans na przeżycie. Trzymał się dzielnie. Mimo ogromnego pożaru i wybuchu dziesiątków ton materiałów wybuchowych, które przewoził, nie tonął. Dobiła go dopiero torpeda, niczym misericordia zrzucona z brytyjskiego samolotu. Wydarzyło się to 14 maja 1940 roku.
Jednym oficerów na MS Chrobrym był Karol Olgierd Borchardt. W poświęcenie podczas ewakuacji transportowanych żołnierzy oracz członków załogi, został uhonorowany odznaczeniem. Tak, tak – to autor słynnego zbioru opowiadań marynistycznych „Znaczy kapitan”.
Właśnie minęła 80. rocznica zatopienia MS Chrobrego. Statek był piękny. I pięknie oddany dobrej sprawie. Choć żył nader krótko.