Świniopas

Prawie wszystko o tym, co Biblia mówi na temat świni.

Onegdaj wpadła mi w ucho taka ludowa przyśpiewka:

On mi napisoł na bibu…, na bibu… na bibulinie,
Ze mnie tak kocho, jak swoje, jak swoje, jak swoje świnie.
A jo mu na to na papiu…, na papiu…, na papiurecku:
Kochoj se świnie, ty świnio…, ty świnio…, ty świniorecku!

Twórczo to mało ambitna i artystyczna, ale zawsze przypomina mi się z uśmiechem, ilekroć słyszę przypowieść o Synu
Marnotrawnym, co świnie pasał.

W ustach Jezusa świniopasterstwo owego młodzieńca jest synonimem sięgnięcia dna. Świnia była zwierzęciem rytualnie nieczystym, a zakaz spożywania jej mięsa jest chyba najlepiej znanym w świecie elementem żydowskich przepisów dotyczących koszerności. Dlaczego?

Bo świnia ma rozdzielone kopyto, ale nie przeżuwa pokarmu, jak krowa. Więc jest niekoszerna i koniec, kropka (Kpł 11,7). Świńską padlinę – jak każdą inną – należało omijać łukiem szerokim. A najlepiej było nie mieć ze świniami do czynienia w ogóle. Świnię za nic miano ze względu na jej wszystkożerność oraz skłonność do tarzania się w błocie, gnoju, odchodach i wszelkim paskudztwie. Skądinąd ów niesmaczny obyczaj nie jest wynikiem jakiejś podłej natury świni. Dyktuje go gospodarka cieplna zwierzęcia, które nie ma futra – jak owca – ani gruczołów potowych – jak człowiek. Więc jak się, u licha, ma chronić przed zimnem lub upałem, jeśli nie tarzając się w błocie, które najsamprzód chłodzi, a potem miło przylega warstwą ochronną do niemal nagiej skóry. Panie w spa też się w błocie tarzają, a jakie potem piękne…

Najbardziej ze świniami przegiął Antioch. To był syryjski dureń, któremu przyszło do głowy, że zhellenizuje Żydów. Zaczął od złożenia na ołtarzu w Jerozolimie ofiary ze… świni. Oczywiście ku czci Zeusa, a nie Najwyższego. Następnie zaczął przymuszać Izraelitów do degustacji kotletów. To się chłopaki zdenerwowali i wzniecili rewoltę zbrojną, znaną jako Powstanie Machabeuszów.

Pan Jezus też ma epizod ze świniami, kiedy pozwala w ich stado wejść legionowi demonów, od których uwolnił pewnego nieboraka (Mt 8,28nn). Oprócz przypowieści o synu marnotrawnym Jezus wspomina jeszcze świnie jako te istoty, którym nie wypada przecież rzucać pereł pod nogi (Mt 10,5).

To, co ludzi Biblii szczególnie irytowało, tudzież śmieszyło, to fakt, iż świnia, nawet jeśli ją wykąpać, wróci do swojego ukochanego błocka, by się w nim wytarzać. Uznawano się świnie za chodzące symbole głupoty i bezmyślności. Nawet pojawia się takie przysłowie (ja bardzo przepraszam wszystkie pobożne uszy/oczy, ale to jest cytat): „Czym w ryju świni złota obrączka, tym piękna kobieta, ale bez rozsądku” (Prz 11,22). W podobnym tonie wypowiada się (wypisuje?) św. Piotr w odniesieniu do fałszywych proroków: „Spełniło się na nich to, o czym słusznie mówi przysłowie: Pies powrócił do tego, co sam zwymiotował, a świnia umyta – do kałuży błota” (2 P 2,22).

A w ogóle, jeśli dobrze się wsłuchać (wczytać) w przypowieść o Synu Marnotrawnym (Łk 15,1nn), to okaże się, że to wcale nie jest przypowieść o Synu Marnotrawnym. Ani nawet o Miłosiernym Ojcu. To znaczy: o nich też. Ale tylko badełej. Natomiast zasadniczo jest to przypowieść o bracie Syna Marnotrawnego, zawistnym ćwoku, który zazdrości swojemu marnotrawnemu bratu, że mu tata przebaczył. W starych katechizmach taką postawę zaliczano w poczet grzechów przeciw Duchowi Świętemu: gdy ktoś komuś łaski Bożej zazdrości. To trochę tak, jak z tymi, co uchodźcom z Ukrainy zazdroszczą, że się bez biletów mogą komunikacją zbiorową gibać po mieście.