Ignacy z COVIDem?

Żałował, że nie jest Żydem. Dlaczego?

– Pomyślcie! Być krewnym Chrystusa, naszego Pana, według ciała! Oraz błogosławionej Dziewicy Maryi, naszej Pani!
Te pragnienia i słowa świętego Ignacego Loyoli zanotował jego uczeń – Pedro de Ribandeneira, autor polemicznego względem „Księcia” Machiavellego „Traktatu o cnotach chrześcijańskiego księcia”, który szafowaną dziś tak chętnie przez polityków „rację stanu” (termin Botero) uważał za „rację szatana”.

Coś jest w tym semickim pragnieniu Loyoli od początku jego powołania. Zastanawia fakt, że pierwszą Mszę świętą odprawił dopiero półtora roku po święceniach. Dlaczego tak zwlekał z prymicjami? Bo marzyło mu się sprawować je w Betlejem albo w Nazarecie, w ojczyźnie Jezusa. Peregrynacja jednak do skutku nie doszła. Ostatecznie Prymicją stała się Pasterka w rzymskiej Bazylice Santa Maria Maggiore.

Ostatni dzień lipca, to – w kalendarzu kościelnym – okazja do wspomnienia świętego Ignacego Loyoli. Założyciel jezuitów pod koniec życia stracił… smak. Zupełnie, jak przy COVIDzie. Choć współcześni zrzucali to na karb licznych umartwień i postów, jakimi się poddawał.
[foto wynetowane].