Niejaki Paweł Pustelnik wpadł na genialny pomysł, by w modlitwie pomóc sobie liczydłem.
Jednym z nich był niejaki Paweł (Paulus). Pochodził z bogatej rodziny, ale wcześnie został sierotą. Gdy wybuchło prześladowanie cesarza Decjusza, miał zaledwie 15 lat. Uciekł na pustynię, dzięki czemu ocalił swoje życie. Ale spodobało mu się tutaj. Więc zastał do końca życia, to jest na kolejne… 115 lat! Żywił go kruk, codziennie przynosząc mu w dziobie pół bochenka chleba. Liście palm, w pobliżu których osiadł, były mu schronieniem i odzieniem. A kiedy umarł, przyszły dwa lwy i wykopały dla niego grób. Ta chce legenda, uwieńczona na herbie paulinów – także tych na Jasnej Górze w Częstochowie – którzy mają go za swój wzór, przewodnika i patrona.
Ów Paweł Pustelnik każdego dnia odmawiał 150 razy Modlitwę Pańską. I to właśnie on wpadł na genialny pomysł, by pomóc sobie liczydłem. No, nie zaraz jakiś komputer czy coś. Po prostu o wschodzie słońca wychodził przed swoje legowisko, przeciągał się, ziewał, a potem zaczynał zbierać kamyki w zanadrze. Gdy miał już 150, usypywał je w stertę przed swoim legowiskiem. I potem, przez cały dzień, co odmówił „Ojcze nasz”, to ciskał w dal jeden kamyk. Kiedy na miejscu nie pozostał ani jeden z nich, wiadomo było, że swój codzienny obowiązek modlitwy spełnił uczciwie.
[Obraz Carlo Dolciego „Święty Paweł Pustelnik, namalowany przed 1648 rokiem].