„Znienacek”?

Mówią, że miłość, śmierć i sr…czka przychodzą znienacka. Czyli skąd?

Raczej trudno znaleźć jakiegoś „nienacka”, z którego coś miałoby się pojawiać. „Znienacka” jest przyimkiem, jednym słowem (a nie „z nienacka”), które z czasem zmieniało znaczenie. Pół tysiąca lat temu oznaczało coś dziejącego się stopniowo i powoli, niemal niepostrzeżenie. Znienacka naczynie napełniało się wodą albo rozwiewały się mgły czy rozrywały się ołowiane chmury. Znienacka działy się rzeczy, na które – dosłownie – nikt nie miał nadziei, nikt ich się nie spodziewał. A ponieważ niespodzianki przychodzą raczej nagle, z czasem uznano, iż „znienacka” będzie się mówić o tym, co dziejąc się nagle – zaskakuje. Wszak takie zdarzenia i okoliczności również są nieprzewidziane.

Określenie „znienacka” aż pięciokrotnie pojawia się we współczesnym znaczeniu w przekładzie Biblii Tysiąclecia. Król Dawid ucieka przed zbuntowanym synem Absalomem, by ten nie napadł go znienacka (2 SM 15,14). Mędrcy i prorocy ostrzegają przed godzącymi znienacka złymi językami (Ps 64,5) lub niepowodzeniem (Koh 9,12 i Iz 47,11). Jezus zapowiada, że dzień sądu nadejdzie znienacka (Łk 21,34).

Lecz żeby ktoś się nie oburzał, że moje skojarzenia ze „znienackiem” są tylko biblijne, tudzież uczuciowe, egzystencjalne lub jelitowe, na koniec sypnę jeszcze znienacka klasykiem. W „Małym Księciu” (czy ów tytułowy bohater na zawsze pozostanie małym czy też wreszcie wyrośnie? A może zrobi to znienacka?) Antoni de Saint-Exupéry pisze: „Niektórzy pojawiają się znienacka. Mieszają, mącą w naszych sercach, a potem znikają bez pożegnań. Żadne czary, tylko nasza naiwność pozwala byle komu się oswoić…”