Zorganizowałem w kościele teleturniej z jednym pytaniem bez nagród.
Najpierw Dionizos znalazł wyjątkowej urody roślinkę. Posadził ją w doniczce zrobionej z kości ptaka. Roślinka rozwijała się jednak szybko, więc musiał ją przesadzić do doniczki zrobionej z kości lwa. Ale i ta wkrótce okazała się za mała, więc umieścił ją w doniczce zrobionej z kości osła. A potem w ogóle już przesadził ją do ziemi. Roślinka wydała owoce, które można spożywać na surowo, albo pić wyciśnięty z nich sok, nawet – a może zwłaszcza – gdy sfermentuje i wzburzy się mocno. Jeżeli tego soku napijesz się troszkę, robi ci się wesoło, lekko na duszy i chciałbyś fruwać jak ptaszek. Gdy wypijesz jeszcze kilka porządnych łyków – budzi się w tobie lew, jesteś gotów stanąć do walki i wygrać z każdym. A gdy jeszcze trochę się napijesz – zachowujesz się niczym osioł.
Taką historię wina dziś opowiedziałem z ambony. Ale żeby nie poprzestać na mitologicznie zakorzenionym opilstwie zaraz się wytłumaczyłem, że to Pan Jezus mnie sprowokował, bo sam dziś powiedział, że jest winnym krzewem a my jego latoroślami. Żydowska legenda mówi, że gałązkę winorośli Adam wyniósł po kryjomu na pamiątkę z Raju, gdy był zmuszony go opuścić. Noe jawi się jako pierwszy, który uprawia winnicę i korzysta z jej uroków – niestety nie zawsze z umiarem i happy-endem. Prorok Izajasz ładnie mówił, że Naród Wybrany jest winnicą Pana. Autor Pieśni nad Pieśniami w kiści winogron widział analogię do fizycznych walorów Oblubienicy (nie będę wymieniał, żeby się ktoś nie zaczerwienił, sami poczytajta w Biblii), a jej relacje z Oblubieńcem umiejscowił właśnie w winnicy. Rabini tłumaczyli, że winorośl jest obrazem społeczeństwa: owoce – to zwykli obywatele, liście – to rzemieślnicy i rolnicy, którzy wytwarzają to co do życia jest niezbędne, a korzenie, pień i gałęzie – to kupcy transportujący to, co do życia społeczeństwu jest potrzebne.
Tę myśl podejmuje Jezus, gdy mówi, że to On jest krzewem – korzeniem, pniem, listowiem – a by latoroślami – tymi małymi gałązkami, które owocują kiśćmi winogron. W Palestynie pojedyncze owoce nierzadko mają dwa centymetry średnicy, a kiść sięga ponad pół metra i waży ładnych parę kilogramów. Dlatego szpiedzy wysłani na zwiady do Ziemi Obiecanej przytargali stamtąd kiść winogron, którą nieśli we dwóch, przymocowaną do wspartego na ich ramionach drąga.
Na koniec zorganizowałem w kościele teleturniej z jednym pytaniem bez nagród: gdzie Ewangelia o krzewie winnym można znaleźć w jasienickimi kościele. Nikt nie widział, bo krzew winny zastawiał zacną swą osobą mój kolega Leszek, z którym to kazanie o winorośli i winie dialogowałem (ja mówiłem o winorośli, Leszek zaś leciał Martinem Heideggerem i opowiadał o tym, że człowiek mieszkając na ziemi jednocześnie trwa w niebie). A krzew winny był z moim kolegą. Bo mamy w kościele tak udekorowane dwuskrzydłowe drzwi do tabernakulum: wijące się esami pędy, po sześć liści i trzy kiście winogron na każdej połówce. Nie wiadomo, gdzie góra a gdzie dół, czy korzenie są w ziemi czy raczej w niebie? A za drzwiami z krzewem winorośli jest Chleb Aniołów – czyli kompletna Eucharystia.
[Foto: Tabernakulum w kościele św. Jerzego w Jasienicy na Śląsku Cieszyńskim.]