Czy można mówić nie używając słów?
– Otwórz Biblię na jakiejkolwiek stronie. Przyjrzyj się uważnie. Co widzisz?
– Litery układają się w wyrazy, wyrazy w zdania, zdania w akapity, akapity w kolumny. I to wszystko.
– Jesteś pewien? Nie zwróciłeś uwagi na najważniejsze: wiele liter jest pustych w środku. Między literami są odstępy. Są interlinie – przerwy między liniami. Są marginesy między kolumnami. Gdyby ścisnąć wszystkie litery, czarna, zapisana lub zadrukowana powierzchnia stanowiłaby co najwyżej dziesiątą część całej kartki. Tak jest w całej księdze: 10 procent – to litery, 90 procent – to pusta przestrzeń między nimi. Ale ta pusta przestrzeń, to także Biblia. Kiedy otwiera się Biblię trzeba widzieć nie tylko litery, ale też odstępy, interlinie i marginesy. Najwyższy objawia się nie tylko mową literki, ale także milczeniem pustej przestrzeni. Niezadrukowana powierzchnia, to także Słowo Boże, tyle że bezgłośne.
Jaki język najtrudniej opanować? Chiński? Arabski? Nie. Swój język, ten w ustach. Jakież znów słowo wypuściłeś z zagrody swoich zębów? – pyta jeden z bohaterów „Iliady”. Słowo Boże – zwłaszcza to wypowiedziane bezgłośnie – uczy nas mówienia milczeniem. Jedną z praktyk religijnych jest adoracja. To słowo oznacza dosłownie „stwardnienie ust” , „odstąpienie od mowy”. „Oris” to „usta”, stąd „oratio” – to „mowa”, a „adorati” – „odstąpienie od ust, od mowy” – to nasza „adoracja”. Biblii się nie czyta. Biblię się adoruje. Nie na darmo stara tradycja mówi, że Biblia, to Ciało Chrystusa.
Boimy się milczenia. Często pokutuje stereotyp, że człowiek milczy, bo głupi i nie wie, co powiedzieć. Niestety jeszcze częściej, gdy tylko się odezwie, rozwiewa wszelkie wątpliwości co do swojej głupoty. Dlatego mówią niektórzy: odzywaj się tylko wówczas, gdy masz do powiedzenia coś lepszego i piękniejszego od ciszy…
Jednego razu żona otwiera drzwi wracającemu do domu mężowi. Widząc, że jest pod wyraźnym wpływem trunków wysoce procentowych, mówi:
– Słów brak, słów brak!
– No cóż – bełkoce mąż. – Mało czytasz, to i słownictwo ubogie…
Gdyby ktoś pytał, po co czytać Biblię – Słowo Boże: żeby poszerzyć słownictwo, żeby nauczyć się choć kilka słów, które wypowiada Najwyższy. Chociaż jednego słowa – tego, które Najwyższy najczęściej wypowiada bezgłośnie – słowa „miłość”.