Niewiniątka

O, co się stało? – patrzy zdziwiony bobas na pierwszym planie obrazu Williama Holmana Hunta „Triumf niewiniątek” na przeciętą na piersi koszulinę.

Pewnie zrobił to jakiś Herodowy żołdak, przebił dziecię mieczem i pozbawił życia, a przy okazji koszulkę zepsuł i koraliki do zabawy rozerwał…

Nikt tak, jak Hunt nie odmalował rzezi niewiniątek. Święta Rodzina ucieka przez pustkowie do Egiptu. Maryja z Dzieciątkiem siedzą na oślicy, której ledwo dotrzymuje kroku małe oślątko. Józef z dobytkiem na plecach trzyma uprząż. Właśnie przechodzą przez wodę, niczym rajską rzekę. Z rzeki wynurza się piętnaścioro niemowląt, czystych, bez śladów krwi, obmytych w wodach chrztu męczeństwa. Mają maleńkie nimby wokół głów, wianki na skroniach, gałązki w rękach. Troje poprzedza orszak, dziewięcioro idzie krok w krok przy osiołku, prowadzonych przez tego z przecięta koszulką. Ostatnia trójka unosi się w powietrzu, oczy dopiero przeciera, budzi się ze snu do nowego życia. Dzieciątko się uśmiecha, garść kłosów w ich stronę wyciąga: pozwoliliście się zeżniwować, będzie z was chleb, jak z tego ziarna.

Hunt kilka razy ten obraz próbował namalować. Żeby uchwycić klimat przez kilka nocy z rzędu obserwował przez lornetkę Jerozolimę i okolicę. Efekt obserwacji połączonych ze zmaganiami z wyobraźnią przeszedł oczekiwania: oto śmierć niewiniątek, zamiast tragedią, staje się triumfem życia.