Rozgorzał internetowy spór między dwoma duchownymi w kwestii tatuaży. Rękawicę rzucił jegomość, który jest przeciw, a podjął ją wielebny, który jest za.
Mnie się przypomniało, dość przewrotnie i niepobożnie, jak jeden gość przyszedł do takiego punktu tatuowania tatuaży i zaczął marudzić, że on może by sobie zrobił, ale jest niezdecydowany, że nie wie, że to poważna sprawa:
– Bo taki tatuaż to już do końca życia zostaje na człowieku, no nie?
– Obawiam się, że nawet jeszcze trochę dłużej – mówi na to ten fachowiec od tatuaży.
Skądinąd słyszałem kiedyś taką historię, że pewna pani w średnim – tak to nazwijmy – wieku sobie tatuaż zrobiła: różyczkę na prawej łopatce (podobno nie można dziarać różyczki na brzuchu albo na pośladku, bo po paru latach przechodzi wizualną metamorfozę w kierunku kapusty). Pokazała tę różyczkę mężowi.
– Ale dlaczego mnie nie spytałaś o zdanie? – oburzył się mąż.
– Ty mnie też nie pytałeś kiedy łysiałeś – zapięła focha.
A na poważnie: sprawa jest złożona. Przeciwnicy tatuaży odwołują się do zapisów Księgi Kapłańskiej (19,28). Biblia Tysiąclecia tłumaczy ten werset: „…nie będziecie się tatuować”. Ksiądz Jakub Wujek: „…znaków jakich, ani piątna sobie czynić będziecie” a Biblia Ekumeniczna mówi „umieszczać na ciele napisów”. W ogóle kontekst tego zdania jest taki, że chodzi o… żałobę po zmarłym.
Zwolennicy przypominają, że sam Pan Bóg umieścił znamię na czole Kaina (Rdz 4,15), aby nikt nie podniósł nań ręki. Starożytni chrześcijanie „tatuowali” sobie imię Jezusa albo symbole chrześcijańskie, krzyż odciśnięty – nie wiem, czy taką techniką, jak współczesny tatuaż, ale jakoś trwale – był znakiem udziału w pielgrzymce do Ziemi Świętej. Chrzest odciska na ludzkiej egzystencji niezbywalny znak, a szafarz bierzmowania mówi „przyjmij znamię Ducha Świętego”.
Egzorcyści biją na alarm, że to szkody duchowe przynosi, gdy ktoś sobie jakieś diabły czy smoki tatuuje. Ale to już jest problem treści tatuażu, a nie samego faktu jego wykonania.
Jestem zwolennikiem zaszeregowania zjawiska tatuaży do kategorii moralnie obojętnych. Ocenie można jedynie poddać motywy, gdyż one w dużej mierze decydują o wartości moralnej naszych działań. Równie dobrze jak w przypadku tatuaży można zadać pytanie o moralną kwalifikację korekty przegrody nosowej, implantów włosów czy uzębienia, operację plastyczną a nawet zwykłą wizytę u kosmetyczki czy fryzjera albo zabieg depilacyjny. Wszak wszystko to jest jakąś ingerencją w ciało. I jeżeli nie szkodzi, a nawet – więcej – pozwala się komuś poczuć lepiej, to dlaczego zaraz doszukiwać się w tym czymś znamion zła?
Eee, bo to w ogóle tak jest, że jak tylko coś się człowiekowi spodoba, to zaraz się okazuje, że to albo grzech albo szkodzi zdrowiu. Ciężkie życie. Naprawdę.
[zdjęcie z sieci]