29 sierpnia: męczeństwo Jana Chrzciciela

Krótkie śledztwo w sprawie śmierci Jana Chrzciciela, połączone z historią Napoleona, który ukradł relikwie i Caravaggio, co zatłukł swojego kolegę.

Kiedy?
Na to pytanie nie da się odpowiedzieć precyzyjnie. Na pewno jakiś czas przed męką i śmiercią Jezusa z Nazaretu. Gdyby przyjąć za Dionizym Małym, że Jezus urodził się na początku pierwszego roku po Chrystusie, to Jan został ścięty około roku 32. Ale wiadomo, że Dionizy pomylił się w swoich obliczeniach o 4-6 lat, więc historia mogła się wydarzyć około 26-28 roku po narodzeniu Chrystusa – według naszej miary.

Gdzie?
W Macheroncie. Na górze wznoszącej się 1100 metrów nad poziomem Morze Martwego, dzisiaj po stronie Jordanii, Herod Wielki (ten od rzezi niewiniątek) wzniósł twierdzę, która miała bronić jego włości przed atakami arabskich rabusiów. Jego syn Herod Antypas (ten od Jana Chrzciciela) chętnie tu przebywał, korzystając z zapierających dech widoków i z poczucia bezpieczeństwa, jakie dawała twierdza. Pod koniec I wieku wojska rzymskie zaczęły oblegać Macheront. Usypali nawet specjalny wał dookoła, żeby móc wedrzeć się na mury. Ale w sumie obeszło się bez walki, bo załoga twierdzy sama się poddała. Rzymianie zburzyli twierdzę. Dziś pozostała tylko skalna platforma w miejscu, gdzie stała.

Kto?
Bezpośredni rozkaz ścięcia Jana wydał Herod. Był tetrarchą – czyli zarządcą czwartej części królestwa, jakie w spadku pozostawił jego ojciec, Herod Wielki. Podlegała mu Galilea – tam, gdzie Nazaret, Kana, Kafarnaum, skąd „pochodził” Jezus oraz Perea – pas ziem na wschodnim brzegu Jordanu, od Dekapolu aż po Morze Martwe – dziś po stronie Jordanii. Na terenie Perei znajdowała się twierdza Macheront.

Qui bono?
Najwięcej ścięciem Jana była zainteresowana Herodiada – żona Heroda Antypasa, który był dla niej nie tylko mężem, ale także… wujkiem i szwagrem. Bo Herodiada wcześniej była żoną brata Antypasa – Filipa. Tyle, że Filip siedział w Rzymie. Niczego mu nie brakowało, ale władzy nie miał nijakiej. A ponieważ – jak twierdził Cezar – „lepiej być pierwszym na prowincji niż drugim w Rzymie” – to Herodiada porzuciła swojego męża dla jego brata, żeby – chociaż na głębokiej prowincji – ale jednak coś znaczyć i mieć władzę. Jan ten związek, który wzbudził powszechne oburzenie Żydów, krytykował. Herod bał się, że – jako cieszący się autorytetem – Jan może wzniecić jakieś zamieszki – kazał go uwięzić i odizolować od społeczeństwa właśnie w Macheroncie. W sumie Herodowi to wystarczyło. Ale nie Herodiadzie, która uwzięła się, żeby Jan uciszyć skutecznie i na zawsze. Nie dało się znaleźć na to odpowiedniego paragrafu, za to nadarzyła się stosowna okazja, z której Herodiada znakomicie skorzystała.

Współwinni
Jakiś kat, strażnik więzienny. Ale najbardziej współwinną była córka Herodiady – skądinąd wiadomo, że miała na imię Salome. Jej taniec tak zachwycił Heroda, iż w nagrodę obiecał jej cokolwiek tylko zechce. A za namową matki zechciała głowę Jana. Powszechnie uważa się, że tanieć miał charakter wyuzdany, uwodzicielski, że dziewczyna zagrała powabem swego młodego ciała na najniższych i najbrudniejszych instynktach biesiadników. Urodzinowa impreza Heroda, podczas której wystąpiła Salome, zapewne miała charakter rzymski, nie żydowski. Na żydowskiej uczcie nie do pomyślenia było, żeby jakaś kobieta tańczyła przed mężczyznami. Takim widokiem sycili swe oczy jedynie poganie.

Jak to możliwe?
Bez dochodzenia, sądu, dowiedzenia winy? Jak to możliwe, że Jana ścięto na krótki rozkaz Heroda? Gdzie jakieś instancje odwoławcze? Gdzie prawa człowieka? Ha, ha. O czym my mówimy? W tamtych oraz późniejszych czasach król nie jest premierem, prezydentem czy najwyższym sędzią. On jest właścicielem swojego królestwa: ziemi, zwierząt i ludzi. I może z każdym człowiekiem postąpić jak ze swoją własnością. Ma do tego prawo. Tak to wówczas działa, więc dywagowanie o obrońcach, o prawach więźnia, o konwencjach i konwenansach budzi pusty śmiech. Sorry, takie mamy czasy.

Narzędzie zbrodni
Coś dużego i ostrego: najpewniej miecz, może jakiś topór. Miało to miejsce w lochu, bez szafotu, ostatniego życzenia, posługi kapelana i jakiegoś tam cyrku. Krótko, skutecznie i prawie bezboleśnie.

Gdzie się ciało podziało?
Ewangelie mówią tylko, że pochówkiem zajęli się uczniowie Jana. Tradycja z IV wieku podaje, że zabrali je z Maherontu do Sebastii. Wcześniej osada ta nazywała się Samaria. Od niej swoje miano wziął cały region, między Judeą a Galileą. Herod Wielki przemianował Samarię na Sebastię – od greckiego „czcigodny”, a uczynił to na cześć cesarza rzymskiego Augusta. To było w okolicach dzisiejszej Nablus. W czasach starożytnych nazwa Sebasta była tak popularna, jak Nowa albo Stara Wieź w Polsce. Na terenie współczesnej Turcji można znaleźć kilka Sebast (na wybrzeżu Anatolii, we Frygii, w Cylicji), jest Sebasta w Armenii. W każdym razie „groby” Jana Chrzciciela są dzisiaj i w tej Sebaście koło Nablus i w Damaszku. Najciekawsze, że stoją na nich dzisiaj meczety. Bo Jan wielkim świętym Islamu jest także.

Głowę Herodiada chciała zutylizować. Ale podkradła ją niejaka Joanna, żona Chuzy – zarządcy u Heroda (por. Łk 8,1-3) i pochowała na stoku Góry Oliwnej w Jerozolimie – w miejscu, gdzie dzisiaj stoi cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego. Głowę Jana stamtąd wywieziono. Podobno znajduje się w Amiens. Ale wskazują też inne miejsca. Złośliwi mówią, że tych głów Jana Chrzciciela, to znalazłoby się się z siedem. Ale co najwyżej dwie są autentyczne: jedna – mniejsza – z czasów dzieciństwa i druga – ta ścięta z rozkazu Heroda.

Skrzyneczkę zawierającą sześć ludzkich kostek z karteczką, że należały do Jana, znaleziono w 2010 roku w ruinach klasztoru na wyspie Świętego Iwana (Jana) w Bułgarii, koło Sozopolu, na południowym wybrzeżu Morza Czarnego. Zbadano je metodą rozpadu węgla oraz jakimiś skalami DNA i wyszło, że należały do człowieka żyjącego na Bliskim Wschodzie w I wieku – tam i wtedy, co Jan Chrzciciel.

W Moskwie, w Cerkwi Zbawiciela, jest relikwiarz prawicy Jana Chrzciciela, która ochrzciła Chrystusa. Zostawił go tam Napoleon, podczas niesławnej wyprawy AD 1812. A wszedł w jego posiadanie, jak to miał w zwyczaju, drogą rabunku, gdy zajął Maltę, siedzibę zakonu Joannitów (od Jana Chrzciciela), których od nazwy wyspy znamy jako Kawalerów Maltańskich. Jednym z nich był przez pewien czas Misiek Caravaggio, który uciekł tutaj z Rzymu, po tym, jak zadźgał na ulicy jednego swojego kolegę. Skutek jego pobytu jest taki, że dla kościoła Joannitów namalował obraz „Ścięcie Jana Chrzciciela” – jedyne swoje dzieło, na którym podpisał się z imienia (na podłodze, pod kałużą krwi, tryskającej z szyi Jana). Ci starsi państwo obok – to mogą być Chuza i Joanna. Dziewczę z miską – to być może Salome, co przed chwilą tańczyła. A w oknie za kratą – albo współwięźniowie, albo dwaj uczniowie Jana, którzy zaraz zajmą się pochówkiem swojego Mistrza. Spójrz, proszę, poniżej: