…czyli Indianin, który dyktował warunki negocjacji z Najświętszą Panienką.
Właściwie powinien mieć na imię Gabriel. Bo po indiańsku nazywał się Kłałtlatołak (to się pisze Cuauhtlatohuac, ale i tak tego nikt nie spamięta). A po indiańsku „kłałtlatołak” znaczy tyle, co „mówiący anioł”. A więc Gabriel, tak?
Kto to jest Diego?
Ale kiedy wraz z rodziną przyjmował chrzest od hiszpańskich misjonarzy, ci nadali mu imię Jana – nawet nie bardzo wiadomo, czy chodziło o Chrzciciela, czy też Apostoła – oraz Dydaka. Ten Dydak, to był braciszek franciszkański. Najpierw było misjonarzem na Wyspach Kanaryjskich. Potem, w połowie XV wieku wrócił do rodzinnej Hiszpanii, w sam raz, gdy wybuchła zaraza. Leczył, a właściwie uzdrawiał chorych oliwą z lampek, które paliły się przed ołtarzem Matki Bożej. Taką sławę tym zdobył, że wkrótce po śmierci ogłoszono go świętym. A zdrobniałe imię z Dydaka na Diego zaczęto masowo nadawać przy chrzcie. Nasz Indianin też się załapał.
![](https://stacjaniebo.pl/wp-content/uploads/2021/12/130283575_2553383954953592_7810779543453920559_n-1024x1024.jpg)
Madonna
Tę historię wszyscy znają. Chodzi o Matkę Bożą z Guadalupe. Madonna ukazała się Jankowi Dydakowi, kiedy człapał do miasta Meksyk w sobotę 9 grudnia 1531 roku, do kościoła franciszkanów, na katechezę i Mszę świętą. Przed wejściem na groblę prowadzącą do miasta, stanęła na wyniosłej skale i powiedziała, że chce mieć tutaj kościół. I że ma się tym zająć miejscowy biskup. Jasiek poszedł, audiencję u ekscelencji wydeptał. Ten go niecierpliwie wysłuchał i orzekł, że w sumie fajnie się rozmawiało, ale on teraz nie ma czasu. I żeby Jasiek wpadł jeszcze kiedyś, to pogadają. Bo to miłe.
![](https://stacjaniebo.pl/wp-content/uploads/2021/12/130272921_2553384014953586_3770016389880141556_n-1024x1024.jpg)
Unikanie kontaktu
Następnego dnia nasz Indianin znów popylał do Mechiko. Starał się ominąć skałę, żeby go znowu Najświętsza Panienka nie zdybała, bo nie miał się czym pochwalić, jeśli chodzi o spełnienie jej prośby. Ale Ona i tak go zdybała w pobliżu. I jeszcze raz poprosiła, żeby poszedł do biskupa (jakby sama nie mogła) w sprawie budowy kościółka. Jasiek – co jest absolutnym wyjątkiem wśród widzących kiedykolwiek Najświętszą Panienkę – oświadczył, że on tym samym uznaje dzisiejszą rozmowę za zakończoną, jest zmęczony i musi już iść. Po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i poszedł sobie. Nie do biskup. Odpocząć. Do biskupa trafił dopiero… nazajutrz. Taki pierdoła był. Kurialiści filtrowali Jaśka już skuteczniej. Ale namolny Indianin w końcu, po godzinach manifestacji swojej pojedynczej obecności przed wejściem do Kurii, uzyskał audiencję. Ekscelencja znów poklepał go po plecach i mając nadzieję, że pozbędzie się wreszcie nudziarza, kazał mu przynieść jakiś znak od Najświętszej Panienki.
![](https://stacjaniebo.pl/wp-content/uploads/2021/12/130276896_2553384098286911_3697503854435362032_n-598x1024.jpg)
Do trzech razy sztuka
Gdy po raz trzeci – to było już 12 grudnia – spotkał się z Madonną, Ta już wiedziała o wszystkim. I kazała wdrapać się na wierzchołek skały, żeby nazbierać kwiatów. Jasiek był jednak człowiekiem wielkiej wiary, skoro poszedł szukać kwiatków w miejscu, w którym rosła co najwyżej jakaś wyjątkowo twarda opuncja, w dodatku w zimie, kiedy żaden normalny kwiatek nie kwitnie. I nazbierał cudownie pachnących i wyglądających róż do podołka/ A Madonna ułożyła je w bukiet – wiadomo, kobieca ręka – i okryła rąbkiem tilmy – tego indiańskiego wdzianka na chłodne dni.
Kiedy Jasiek Dydak zapukał do siedziby biskupa, wszyscy udawali, że tego nie słyszą. Ale on pukał i pukał. Wreszcie wyszło takich dwóch jegomościów. I zaczęli mu perswadować, żeby nie niepokoił ekscelencji, dał spokój, poszedł sobie w swoją stronę, że słonko świeci, woda jest mokra a trawka jest zielona… Aż pochwalił się Jasiek, że ma znak od Najświętszej Panienki. I uchylił rąbek tilmy, choć Madonna prosiła, żeby nie pokazywał tego bukietu nikomu, tylko samemu biskupowi. Kiedy jegomości zobaczyli, co Indianin trzyma w zanadrzu, nogi się pod nimi ugięły. Zaraz pobiegli po biskupa. A gdy ten przyszedł pospiesznie, Jaś rozwinął szatę. Kwiaty upadły. A na tilmie, która je skrywała, ukazał się wyjątkowej urody konterfekt Najświętszej Panienki.
![](https://stacjaniebo.pl/wp-content/uploads/2021/12/130285624_2553384211620233_7945870795398203891_n-1024x1024.jpg)
Kościółek z izbą mieszkalną
Zaraz ruszyły prace przy budowie kapliczki, w której obraz umieszczono. Przybudowano do niej niewielką izbę, w której zamieszkał Juan Diego, żeby na każde zawołanie móc opowiadać swoją historię tym, którzy zechcą tutaj przedreptać. A Indianie wędrowali w ro niezwykłe miejsce chętnie. A kiedy posłuchali historii Jaśka, to zaczęli przebąkiwać coś, że chcieliby usłyszeć więcej. A potem nawet się ochrzcić. Czternaście ostatnich lat życia Jasiek Dydak przemieszkał w tej izbie koło nie ludzką ręką uczynionego portretu Morenity – jak nazywaną ją od ciemnego koloru karnacji. Czternaście lat zdzierał gardło, opowiadaniem swojej historii. No i tych ochrzczonych Indian nawet spora garstka się uzbierała. A dokładnie osiem milionów. Tak, nie pomyliłem się. OSIEM MILIONÓW. W tym samy czasie, kiedy tysiące wiernych w Europie ogarniętej ruchami reformatorskimi opuszczało wspólnotę Kościoła, w Ameryce ochrzczono osiem milionów nowych Uczniów Drogi. Pan Bóg zawsze wyrównuje rachunki. I zawsze robi to po swojemu.