Na dwór…

Część społeczeństwa chodzi pod krawatką i autem (nie samochodem).

Dziś przeczytałem wiernym Ewangelię, zaczynającą się tak: Gdy Jezus przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić (Mt 12,46). W zasadzie zawsze mówię homilię. Nabeztydzień – jak mówią Górale – też. A ponieważ homilia służy objaśnieniu tekstu, żeby słuchacze rozumieli, więc objaśniam:
– Chodzi o to, że Jego Matka i bracia stanęli NA POLU i chcieli z Nim rozmawiać.I dodaję, że to nie jest pomyłka, tylko tłumacz był pewnie gdzieś z Mazowsza albo tamtych okolic i po swojemu to przełożył.

Uważam, że tej część społeczeństwa, która chodzi pod krawatką i w beretce, jeździ fiakrem albo autem (nie samochodem), je andruty, bitki, głowiznę, borówki, sznycle, cwibak i serowiec, popija oranżadę z krachli a coś mocniejszego z flaszki, bez względu na to, czy w gorąc czy w ziąb, wcale nie myśli, że taki tłumacz, co pisze NA DWÓR, to od razu łor albo klarnet bosy. Jednakże ma prawo oczekiwać poprawności językowej i klarowności tekstu. Ament.