ABC Różańca – cz. 1.

Kto wpadł na pomysł liczenia modlitwy?

Na zdjęciu: Mattia Preti – św. Paweł Pustelnik. Proszę zwrócić uwagę na to, co trzyma w prawej dłoni. Choć to nie on wpadł na pomysł, żeby kamyki nizać na sznurek.

Październik – czas Różańca. To chyba najbardziej popularna modlitwa. Doświadczenie podpowiada mi, że wiemy o niej dramatycznie niewiele. Niewiedza powoduje, że albo nie czerpiemy nawet cząstki ukrytego w niej bogactwa, albo gardzimy nią, jako narzędziem prostaków i nudziarzy. A tymczasem…

150 psalmów
Chrześcijanie pierwszych wieków mocno i dosłownie brali sobie do serca słowa natchnione, w tym także Pawłowe „Nieustannie się módlcie” (1 Tes 5,17). Ktoś pomyślał, że w ramach tej wskazówki fajnie byłoby codziennie odmówić 150 psalmów – wszystkie, jakie można znaleźć w Biblii.
Ale pojawił się pierwszy problem: skąd je wziąć? Czytać potrafi raczej niewielu. Druku jeszcze nie ma. Księgi są nie tylko cenne, ale też drogie. Nauczyć się wszystkich psalmów na pamięć nie sposób…
– Zastąpmy psalmy modlitwą, której nauczył nas Jezus – Ktoś wpadł na pomysł prosty i przez to skuteczny. Eureka!
– Odmówię codziennie 150 razy „Ojcze nasz” – pochwycili tę myśl zrazu pustelnicy, a w ślad za nimi także inni uczniowie Drogi.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Samo odmawianie „Ojcze nasz” jest fajne. Gorzej z liczeniem. Jak wypowiedzieć te 150 kawałków i mieć pewność, że się człowiek nie pomylił? Problem ten rozwiązał niejaki Paweł z Teb, pustelnik żyjący na przełomie trzeciego i czwartego wieku, którego ślady możemy znaleźć nawet w Częstochowie.
Jak sobie poradził z liczeniem odmawianych modlitw?

Pustelnicy
Pustelnicy – to na początku chrześcijaństwa byli ludzie, którzy uciekali w bezludne okolice, by w spokoju oddać się kontemplacji Stwórcy, a przy okazji także uniknąć prześladowań i reperkusji z powodu wyznawanej wiary. Chrześcijaństwo cieszyło się wówczas przywilejem religii wyjątkowo krwawo i skutecznie tępionej. Jednym z nich był niejaki Paweł (Paulus). Pochodził z bogatej rodziny, ale wcześnie został sierotą. Gdy wybuchło prześladowanie cesarza Decjusza, miał zaledwie 15 lat. Uciekł na pustynię, dzięki czemu ocalił swoje życie. Ale spodobało mu się tutaj. Więc zastał do końca życia, to jest na kolejne… 115 lat! Żywił go kruk, codziennie przynosząc mu w dziobie pół bochenka chleba. Liście palm, w pobliżu których osiadł, były mu schronieniem i odzieniem. A kiedy umarł, przyszły dwa lwy i wykopały dla niego grób. Ta chce legenda, uwieńczona na herbie paulinów – także tych na Jasnej Górze w Częstochowie – którzy mają go za swój wzór, przewodnika i patrona.

Ów Paweł Pustelnik każdego dnia odmawiał 150 razy Modlitwę Pańską. I to właśnie on wpadł na genialny pomysł, by pomóc sobie liczydłem. No, nie zaraz jakiś komputer czy coś. Po prostu o wschodzie słońca wychodził przed swoje legowisko, przeciągał się, ziewał, a potem zaczynał zbierać kamyki w zanadrze. Gdy miał już 150, usypywał je w stertę przed swoim legowiskiem. I potem, przez cały dzień, co odmówił „Ojcze nasz”, to ciskał w dal jeden kamyk. Kiedy na miejscu nie pozostał ani jeden z nich, wiadomo było, że swój codzienny obowiązek modlitwy spełnił uczciwie.

Nie wszystko jest legendą
Niewątpliwie postać świętego Pawła Pustelnika (nie mylić z Apostołem!) odcisnęła swoje piętno na modlitwie różańcowej. Dzięki kamykom Paweł doszedł do takiej wprawy w modlitwie, iż wkrótce postanowił odmawiać nie sto pięćdziesiąt, ale dwukrotnie więcej – czyli trzysta „Ojcze nasz” dziennie. W końcu na tej pustyni, przy stałej dostawie chleba z kruczego dzioba i cieniu litościwych palm i tak nic lepszego nie miał do roboty. Ale nie wszystko w tej historii jest legendą.
Życie i zwyczaje Pawła Pustelnika opisał, słuchając relacji jego uczniów – Antoniego, Amathasa i Makarego – sam święty Hieronim, ten co Biblię przetłumaczył na łacinę.
A żyjący w piątym wieku historyk Kościoła starożytnego, niejaki Hermiasz Sozomenos, zwany krótko Sozomenem, tak opisał Pawła i jego praktyczny wynalazek:
– Paweł ciągle się modlił, codziennie trzysta modlitw składając Bogu w ofierze, jakby się uiszczał z jakiejś daniny. Aby się zaś niepostrzeżenie nie pomylić w rachubie, trzysta kamyków wrzucał w zanadrze i po każdej modlitwie jeden kamyk wyrzucał. Kiedy wyrzucił ostatni kamyk, znaczyło to, że liczba modlitw równa się pełnej liczbie kamyków.
Wynalazek był świetny. Ale miał swoje mankamenty. No bo jak zabrać ze sobą choćby tylko 150 kamyków udając się w podróż? Ale i na to znalazł się sposób. O czym będzie jeszcze mowa.