Wyć albo nie wyć?

Oto jest pytanie. I powód do narodowych kłótni.

Sprawę można krótko streścić tak: kiedy była rocznica katastrofy smoleńskiej, jakiś orzeł wymyślił, żeby ją uczcić wyciem syren. Natychmiast pojawiły się dwie siły: jedna była za, druga – przeciw. Teraz jest rocznica wybuchu powstania w Getcie Warszawskim i… tak, tak, znów pojawił się pomysł wycia syren. Z tym, że wyrosła trzecia siła, która obecnie ma za złe tym, co wówczas byli przeciw, że wówczas byli przeciw, a teraz nie są i odwrotnie.

Po pierwsze: Licho mnie podkusiło. Zrobiłem dziś szybką ankietę. Spytałem cztery dorosłe osoby: jakie nazwiska im się kojarzą? Gdy chodzi o katastrofę smoleńską, nie wyszliśmy poza prezydenta Kaczyńskiego i jego małżonkę. Gdy spytałem o powstanie w Getcie, cztery razy zobaczyłem na twarzach bezradność. I dwukrotnie usłyszałem niepewne: „Korczak?”.

Wymyśliłbym coś innego: czarne albo żonkilowo-żółte kokardki na ubraniu czy samochodzie, znicz albo światło w oknie… Jest nas 40 milionów: wierzę, że można wpaść na jakiś powszechny gest, który nie będzie kosztował, a jednak będzie ważnym i mądrym symbolem. A oprócz gestu trzeba wiedzy, choćby powierzchownej, encyklopedycznej, choćby kilka nazwisk, bo przecież wszystkich się nie da ogarnąć.

Po drugie: uważam, że pomysł wycia jest niedorzeczny. Nie dlatego, że komuś się te syreny należą, albo nie, albo z tego powodu, że mogą się źle kojarzyć. Syreny są po to, żeby ogłaszać alarm, a nie dawać do wiwatu. Tak jak karetki są po to, żeby wozić chorych, a nie ścigać się nimi w rajdach. I baseny są do pływania a nie do kiszenia kapusty. Niech każdy sprzęt służy do tego, do czego jest przeznaczony a człowiek zajmuje się tym, na czym się zna. Cóż, jeśli na naszym niebie szybują takie orły, które potrafią przerobić pocztę na hipermarket a z lasów uczynić oręż do walki z pandemią, trudno się dziwić.

Po trzecie: tymi syrenami mam jeszcze dwa skojarzenia. Pierwsze jest przepełnione ironią. Gdyby – uchowaj Boże – przyszło co do czego, to my w Polszy mamy tylko przyciski od uruchamiania syren. A knopki od jadernych rakjet posiada, niestety, ktoś inny.

Skojarzenie smutne, dotyczy używania syren do tego, od czego nie są:
Na łące za miasteczkiem pojawił się wędrowny cyrk. Trochę to trwało, zanim się zainstalował. Na godzinę przed premierą na rynek wpadł zziajany klaun: z umalowanym ryjem, czerwoną bułą na nosie, w piżamie z wielkimi pomponami.
– Ludzie, ratujcie, cyrk się pali!
Ludziska się zbiegli i zaczęli bić brawo, że taka świetna reklama cyrku, że oni na pewno przyjdą, ale jest jeszcze godzina do rozpoczęcia spektaklu.
– Ale tam się naprawdę pali! – klaun zerwał perukę i wszyscy zobaczyli, ze jest obcięty na jeża.
Dostał owacje na stojąco. Łzy jak lawa rozpuszczały makijaż, klaun z rozpaczy rozdarł swój kostium. A kiedy z nosa odpadła czerwona buła, ludzie już pokładali się ze śmiechu. Tymczasem cyrk doszczętnie spłonął.