Ruch prawostronny

Rzecz o wpływie Kościoła na kwestię bezpieczeństwa na drogach.

Najstarszym znanym aktem prawnym określającym sposób poruszania się po drogach jest edykt papieża Bonifacego VIII z roku 1300, nakazujący ruch… lewostronny.

Bonifacy po raz pierwszy w historii ogłosił, że rok 1300 będzie Rokiem Jubileuszowym, a każdy, kto przybędzie z tej okazji do Rzymu, uzyska odpust zupełny. To także było coś wyjątkowego, bowiem do tej pory odpust zupełny przysługiwał jedynie uczestnikom wypraw krzyżowych.

Pierwszy w historii Rok Jubileuszowy cieszył się tak wielką popularnością, iż do Rzymu przybywało w tym czasie nawet ponad 30 tysięcy pielgrzymów dziennie. Wśród pątników znalazł się nawet nasz Władzio król Łokietek. Wraz z tak ogromną liczbą pielgrzymów pojawiły się dwa problemy. Pierwszym były pieniądze. Pątnicy zostawiali taką obfitość datków, że do ich zbierania trzeba było używać grabi i łopat. Drugim był paraliż komunikacyjny. Ulice zatkało populacyjne zatwardzenie: jedni chcieli iść tam inni z powrotem, w rezultacie wszystko stało. I właśnie wtedy papież zdecydował: niech się każdy trzyma lewej strony! Zarządzenie udrożniło miasto. Pielgrzymi szli lewą połową ulicy, prawą pozostawiając dla zmierzających w przeciwnym kierunku. Dlaczego papież wybrał akurat taki wariant? Żeby pielgrzymi mogli witać się, machać albo podawać ręce idącym z przeciwka.

Kościelny ruch lewostronny być może miał wzorce już w starożytnym Rzymie. Żołnierze – rycerze i całe armie – wędrowały lewą stroną, by w razie czego łatwo było dobyć miecza i nawiązać walkę z przeciwnikiem, czyli wrogiem idącym z przeciwka – także lewą stroną. Trzymając miecz, dzidę, pikę albo jakąkolwiek inną broń w prawej ręce przy ruchu lewostronnym łatwiej było jej użyć.

Niedawno w sieci pojawił się mem ukazujący sposób budowy krętych schodów, prowadzących na wyższe kondygnacje wież czy innych umocnień. Budowano je tak, by kręciły się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Cel był podobny, jak w przypadku ruchu lewostronnego: skuteczność walki. Atakujący wspinał się po schodach. Prawą rękę miał od złej strony, w przeciwieństwie do stojącego powyżej obrońcy, który przy takim zakręceniu klatki schodowej miał pełną swobodę w robieniu mieczem trzymanym w prawej ręce.

Schody we wnętrzu Great Tower zamku Dover.

Ruch prawostronny wymyślili… Rosjanie. W sumie nie do końca wiadomo dlaczego. Od nich ten pomysł w XVIII wieku skopiowali Duńczycy. Od Duńczyków ruch prawostronny przejął Napoleon, a to głównie z tego powodu, żeby maszerując ze swoimi armiami inaczej niż wszyscy, siać popłoch i zamęt w wojskach przeciwnika, poruszających się jak Pan Bóg przykazał lewą stroną. Zresztą Francuzi jeszcze przed Napoleonem uznali, że skoro karoce i wozy poruszają się lewą stroną dróg i ulic, pieszym bezpieczniej będzie chodzić stroną prawą – co zostało do dziś, tyle że na odwrót, bo od czasów napoleońskich ruch prawostronny pojazdów lądowych – karoc, powozów, później pociągów, tramwajów i automobili – oraz wodnych przyjął się w niemal całym świecie. Niemal – bo Angielczycy, żeby zrobić na złość swym odwiecznym wrogom Francuzom – zachowali ruch lewostronny, choć z papiestwem dawno przestali się liczyć. Do dziś jeździ się lewą połówką dróg i ulic na Wyspach oraz w większości terytoriów, które były lub są pod wpływami brytyjskimi (z wyjątkiem Gibraltaru) albo od nich odgapiły – w południowej Afryce, Indiach, Indochinach, Japonii i Australii. Jest jeszcze kilka wyjątków w świecie, takich jak amerykańskie Gujana czy Surinam albo ulica Dworcowa w naszych Katowicach, gdzie w tunelu dla samochodów jeździ się prawą, a dla autobusów – lewą stroną (bo podobno łatwiej jest podjechać do stanowisk z przystankami).

Na ziemiach polskich ruch ujednolicono jako prawostronny sto lat temu. Najdłużej lewą stroną jeździło się w Krakowie (samochody do 1922 a tramwaje do 1925 roku). W pozostałej części dawnych Austro-Węgier ruch lewostronny zlikwidował dopiero… Hitler i podległe mu reżimy (Austria, Węgry, Słowacja i Czechy). Najpóźniej na prawą stronę jezdni swoje samochody przerzucili 55 lat temu Szwedzi.

Gdyby ktoś nie potrafił odróżnić lewej strony od prawej, to najlepiej stanąć boso i spojrzeć na swoje stopy. Prawa stopa stoi o prawej stronie. A prawa stopa to jest ta, która ma duży palec po lewej stronie…

Sól zdradziła zdrajcę

Jezus wskazał Judasza jako zdrajcę, podając mu do ust kawałek chleba umoczonego w misie. Leonardowi to nie wystarczyło. W słynnym fresku ukazał Judasza nienaturalnie odchylonego, jakby przed czymś uciekał.

(więcej…)

Gwizdanie

Pewien suchar traktuje o Jasiu, który wrócił z podwórka do domu.

Pytają go, dlaczego trzy palce ma brudne, a on, że bawił się w piaskownicy. Więc znów pada pytanie, dlaczego kolejne dwa palce są czyste, coś Jaś objaśnia tym, iż gwizdał na psa…

Gwizdanie jest pewnie starszą formą komunikacji niż mowa. Pierwotny człowiek podsłuchiwał i podpatrywał naturę, być może gwizdać nauczył się od ptaków – nie tylko dla przyjemności, ale również, by – jak one – ostrzec przed niebezpieczeństwem albo przywołać towarzyszy. Instrumenty do gwizdania posiada każdy. Piszę w liczbie mnogiej, gdyż dla przemiany powietrza wyciskanego z płuc w donośny świst można użyć zębów, języka oraz dwóch lub więcej palców, o gwizdkach, gwizdawkach czy choćby źdźbłach odpowiednio naciętych nie wspominając.

Gwizdanie kilkanaście razy pojawia się w Biblii, głównie u proroków. Gwizdanie jest najczęściej znakiem pogardy, szyderstwa lub grozy (1 Krl 9,8; Jr 19,8; Jr 49,17; Jr 50,13; Ez 27,36; So 2,16). Sam Pan Bóg ma gwizdaniem przywoływać najeźdźców z Asyrii (Iz 5,25) albo muchy i pszczoły z okazji nadejścia Emmanuela (Iz 7,18). Moim ulubionym cytatem biblijnym o gwizdaniu jest wyjątek z mędrca Syracha: „Leniwiec przyrównany będzie do obłoconego kamienia, a każdy zagwiżdże nad jego hańbą. Leniwiec przyrównany będzie do krowiego nawozu, każdy, kto go podniesie, otrząśnie rękę… (Syr 22,1-2).

Dzisiaj gwizdanie jest niejednoznaczne. Rzadziej oznacza podziw lub uznanie. Gwiżdże się na koncertach, przy owacjach i toastach. Ale z wygwizdaniem musi się liczyć lichy aktor, niepopularny polityk, ktoś kto zawiódł zaufanie albo jest nielubiany. O ile „gwizdać” oznacza dosłownie dobywanie charakterystycznego dźwięku, o tyle „gwizdnąć” może odnosić się zarówno do kradzieży jak i zadania komuś dotkliwego ciosu. „Gwizdać na coś” to tyle, co nie liczyć się z tym czymś lub kimś.

W niektórych kręgach istnieje obawa, że gwizdanie może obudzić licho (a gdy licho nie śpi, koniec z nami), sprowadzić zły omen, przywołać duchy, siły nieczyste albo złodziei. Więc upomina się dzieci i dorosłych, by nie gwizdali. Bywa, że gwizdanie uchodzi za znak złego wychowania. Skądinąd w pierwszej połowie XX wieku zyskał na popularności gwizd artystyczny – sceniczny i filmowy. Wikipedia wymienia aż słynnych, wielkich 39 whistlerek i whistlerów (gwizdaczek i gwizdaczy), nie licząc Kuby Whistlera, który nie tyle gwizdał, co malował, zwłaszcza swoją matkę.

Tymczasem moja mama, mieszkając jeszcze w domu z ogródkiem, trzymała istny zwierzyniec, w tym dwie papugi nierozłączki i trzy psy (o reszcie nie wspomnę). Latem papugi klatkowały w ganku. W porze obiadu mama stawała w drzwiach i przywoływała hasające psy do michy – oczywiście gwiżdżąc. Mamine gwizdanie podsłuchały papugi, zakodowały w dziobatych łbach i używały w międzyptasich kłótniach. Psy słysząc charakterystyczne gwizdanie, nieważne że papuzie, przybiegały do miski, której pustość ogłaszały światu zgiełkliwym szczekaniem. Zaraz też kot zaczynał drzeć japę, a świnka morska – popiskiwać, robił się rwetes, bajzel i ogólna masakra, zwłaszcza że na koniec wkraczała do akcji mama i robiła porządek z towarzystwem w sposób nieodwołalnie skuteczny. Aż do momentu, kiedy papugi znów zaczynały się kłócić…

[foto z sieci]