Wojciech Gerson obraz ten „Przy studni” równo 150 lat temu namalował.
Najstarszy sługa Abrahama znalazł przy studni Rywkę, żonę dla syna swego Pana, Izaaka(Rdz 21).
Jego syn, Jakub, przy studni spotkał swoją przyszłą żonę, Rachelę, tę co „ożywiciela Egiptu zrodziła”, czyli wykładacza snów – Józefa (Rdz 28).
Mojżesz przy studni w Madianie poznał swoją Seforę (Wj 2).
I Jezus przy studni rozmawia z Samarytanką (J 4), co jest obrazem spotkania Pana z Eklezją (fatalne tłumaczenie na język polski „kościół” w rodzaju męskim), zapowiedzią zaślubin Chrystusa z Nią.
Można śladem Talesa wpaść do studni zanadto gapiąc się w gwiazdy. Albo użyć jak pies w studni, co wskoczył w nią chcąc ugasić pragnienie, a potem już wyjść nie potrafił.
Albo przysiąść jak chłopiec z dziewczyną na obrazie Gersona, uciąć pogawędkę, pierwszym uczuciem zapłonąć i może nawet w ten sposób wspólną drogę przez życie zacząć…
Trzeba korzystać, póki czas. Przy studni jest młodość. Bo o starości mówi mędrzec, iż zaczyna się wówczas, gdy „dzban się rozbije u źródła i w studnię kołowrót złamany wpadnie” (Koh 12,6).
Wojciech Gerson obraz ten „Przy studni” równo 150 lat temu namalował.
Jest tu i słup żurawia, którym dobywa się wodę ze studziennych głębin. A studnia ocembrowana bierwionami zacinanymi w pazę (uff, ta staropolszczyzna – te deski w kwadracie wokół studni są łączone trochę tak, jak nasze panele podłogowe). Chłopaka i dziewczynę łączy zrazu tylko spojrzenie, ale naczynia – dzbanek i cebrzyk z jednym, żelaznym uchem – wieszczą czekające ich w przyszłości zbliżenie. Dziewczyna trzyma stopę na kamieniu. Może to dla wygody. A może też oznacza, że takich spojrzeń jeszcze wiele trzeba będzie, by skruszyć kamień jej serca i obrócić w płomień miłości.
Za dziewczyną stoi koryto wyżłobione w kamieniu do pojęcia bydła.
Taka studnia służyła też jako… lodówka. Jako iż w jej wnętrzu chłód panował, uwiązane na powrozach spuszczało się w jej głąb bańki albo garnki z mlekiem, śmietaną lub masłem. Wujenka mojej mamy na dziedzinie pradziadków tak właśnie robiła.