Bohaterami przypowieści są cztery ziarna. Każde z nich spotyka stosunkowo coraz lepszy los.
Jedzie chłop kombajnem zebrać zboże. – Kanapki mam, termos z herbatą i wodę mineralną też, papierosy wziąłem… – sprawdza. Ale coś nie daje mu spokoju. Więc jeszcze raz upewnia się, czy niczego nie zapomniałem. – Kanapki wziąłem, herbatę i wodę też, papierosów nie zapomniałem… I tak jeszcze z pięć razy po drodze. Aż zajechał na miejsce, stanął przed polem, gdzie miał żniwować. Patrzy i mówi: no tak, zasiać zapomniałem!
Dziś z Leszkiem rozmawialiśmy o siewcy i o sianiu, bo taka była Ewangelia. W ojczyźnie Jezusa siali oziminę, to znaczy brali się za siejbę na przełomie listopada i grudnia, gdy zaczynało padać. Siało się ręcznie. Trzeba było nasypać zboża – najczęściej pszenicy albo jęczmienia – do naczynia albo na podołek, w płachtę przewiązaną w pół. Czerpało się garścią by równomiernie rozsypać ziarna. Najczęściej rzucano ziarno w raczej nieprzygotowaną ziemie. Dopiero po zasiewie przepędzano prze pole bydło, żeby kopytami wdeptało ziarna w ziemię. Innym razem zaorywano zasiane zboże. Ale do tego czasu część ziaren mogły wydziobać ptaki. Ziemię „wyrywano” pustyni. Zdarzało się, że warstwa gleby była cieniutka, a zaraz pod nią skała. Ciernie mogły zagłuszyć zboże, gdyż pozwalano im rosnąć na miedzach. Stanowiły naturalną granicę własności.
Biblia wiele razy mówi o zasiewie. Chyba najpiękniej gdy wspomina, że towarzyszą mu łzy – bo szkoda ziarna rzucać w ziemie – ale naprawia je radość żniw (Ps 126,6). Ale równie wymownie Paweł przyrównuje zasiew do śmierci i pochówku a plon do zmartwychwstania (1 Kor 15,35nn). Syrach do siejby przyrównuje zdobywanie mądrości (Syr 6,19). A Izajasz mówi wierszami, że siewcą jest Bóg, a ziarnem Jego słowo (Iz 55,10). Zresztą ten sam prorok również opowiada przypowieść o siewcy (Iz 28,23), choć o nieco innym wydźwięku, niż ta z Ewangelii (Mt 13,1nn).
Bohaterami przypowieści są cztery ziarna. Każde z nich spotyka stosunkowo coraz lepszy los. Pierwsze ziarno – tylko rzucone w ziemię i zaraz wydziobane przez ptaki, nie zareagowało w żaden sposób, jak ktoś kto usłyszał Ewangelię i nic z tym nie zrobił. Drugie ziarno już reaguje – wypuszcza korzenie, ale bezmyślnie, pochopnie, ze słomianym zapałem – wypaliło się i uschło. Oznacza kogoś niekonsekwentnego, nietrwałego w poglądach. Trzecie ziarno ukorzenia się, zaczyna rosnąć, jednak nie doprowadza procesu wegetacji do końca, a winą za to obarcza się rosnące wokół ciernie i chwasty. Oznacza kogoś, kto w jakiejkolwiek sferze życia podejmuje różne działania, nawet mu to „idzie”, ale przeciwności i przeszkody biorą górę. Czwarte ziarno doprowadza rzecz do końca – ukorzenia się, rośnie i wydaje nowe ziarna.
Ciekawe jest to, że ziarno wrzucone w ziemię najpierw obumiera, a potem dopiero rośnie i wydaje kłos z nowym ziarnem. To wrzucone w ziemię nie widzi zatem kłosa. Tym tłumaczy się naszą nadzieję na zmartwychwstanie – nadzieję a nie wiedzę czy poznawczą pewność. Kiedy ktoś ci mówi: udowodnij mi, że jest zmartwychwstanie – powiedz mu, niech pokaże ziarnu pszenicy kłos, który zeń wyrósł. Ale fakt, że ziarno wrzucone w ziemię nie widzi kłosa, który się zeń narodzi, nie oznacza, że na zasiewie się kończy. Na tym polega wiara.
Leszek poleciał Heideggerem, że ziarno, to słowa, a proces zasiewu jest mową, zaś mowa jest domostwem istnienia. Słowa są wystrojem tego domostwa.
A ja na koniec powiedziałem jeszcze: wyobraźcie sobie, że nasz kościół jest ziarenkiem. Po skończonym nabożeństwie wychodzimy z niego na zewnątrz. To tak, jakby to ziarenko kiełkowało, zapuszczało korzenie. I my musimy iść do swoich domów i spraw, żeby tam pomnażać to dobre słowo, które tutaj usłyszeliśmy. Człowiek po to wchodzi w kościół-ziarenko, żeby wynieść stąd coś dobrego i umieścić w swoim życiu. Inaczej to nie ma sensu.
[Foto z sieci]