Cały świat liczy modlitwy.
Tę praktykę pamiętają ci, którzy w czasach peerelu odbywali dwu- lub trzyletnią zasadniczą służbę wojskową. Kiedy do jej zakończenia pozostawało już tylko okrągłe sto dni, żołnierz otrzymywał metr krawiecki – impregnowaną wstążkę z nadrukowaną podziałką – i ceremonialnie co dnia odcinał jeden centymetr, widząc, ile mu jeszcze pozostało mundurowej katorgi.
Człowiek lubi liczyć: to, co zrobił, ile przy tym zarobił, ile ma jeszcze godzin snu czy dni do ważnego spotkania. Europejczycy z natury byli dość słabi w liczeniu. Sztuki tej nauczyli się w miarę porządnie dopiero od Arabów, mistrzów arytmetyki i rachunkowości. Na dawnych dworach cesarskich i królewskich niemal na wagę złota byli zdobyci podczas wypraw wojennych jeńcy arabscy, posiadający umiejętności liczenia, szybkiego rachowania, zwłaszcza z użyciem tajemniczo wyglądających abakusów i innych liczydeł, używających poukładane w rzędy, przesuwane paciorki.
To zamiłowanie do liczenia nie ominęło także sfery modlitwy. Również człowiek pobożny czerpał satysfakcję z liczby odmówionych modlitw. Zliczał je przy pomocy gromadzonych i odrzucanych ze sterty kamyków, potem wzorowanych na arabskich sznurów modlitewnych. Pobożni muzułmanie, przesuwający w palcach sznur paciorków, wychwalają Allaha, który w świętej Księdze objawił 99 swoich pięknych imion.
Ale to nie Arabowie wpadli na pomysł obliczania modlitw, a mieszkańcy Dalekiego Wschodu i to zapewne na wiele lat przed Chrystusem. Śiwa jedno z najważniejszych „bóstw” hinduizmu – ma jeszcze więcej imion, niż Allah – bo aż 1008. Do tej liczby nawiązuje używane w szkołach hinduizmu i buddyzmu narzędzie do odliczania mantr, powtarzanych modlitw i fraz. Zredukowano je do 108 połączonych paciorków, które noszą nazwę „Mala”. Oznacza to tyle, co „naszyjnik”, albo… „róża”, lub „naszyjnik (wieniec) z róż”. Żyjący na przełomie XIII i XIV wieku podróżnik i odkrywca Marco Polo zanotował w swoich pamiętnikach, że podróżując po imperium mongolskim spotkał króla Malabaru, który nosił naszyjnik ze 108 pereł, przechwalając się, iż tyle właśnie modlitw odmawia każdego dnia. Podobnymi różańcami posługiwali się także mieszkańcy Japonii, którzy mieli w zwyczaju wkładać je w ręce swoich zmarłych, szykowanych do pochówku (skąd my to znamy?).
W gruncie rzeczy nasz różaniec jest połową buddyjskiej mali. Bowiem – nie licząc tego „dodatku” pięciu paciorków z krzyżykiem, używanych do modlitwy wstępnej, w zasadniczej części różańca mamy 50 paciorków – tych od „Zdrowasiek” i 4 przedzielające poszczególne „dziesiątki” (można sprawdzić).
Dorzucić można jeszcze i to, że podobnym liczydłem modlitewnym posługują się wyznawcy najmłodszej monoteistycznej religii świata – Bahaici (ci, od cudownego ogrodu-mauzoleum w Hajfie). Ich liczydło ma 95 paciorków i nazywa się „Baha’i”. Przy ich użyciu odmawia się formułę „Allah’u Abha”, co znaczy „Allach jest wielki”.
Wiem, wiem: nasz różaniec, to nie to samo, do buddyjska Mala, arabska Subha czu Baha’i. Lecz choć treści kryją się za paciorkami zgoła różne, idea jest podobna: połączenie i synchronizacja ducha i ciała w akcie pobożności. W ten sposób świat jest opleciony „różańcem”, co nas zadziwia i pobudza do myślenia, mam nadzieję.