Tabgha

Tak nazywa się pewne szczególne miejsce w Ziemi Świętej, choć Ewangelie nie wymieniają tej nazwy.

To nie miejscowość, ale… powiedzmy: okolica. Okolica Kafarnaum, gdzie Jezus mieszkał przez znaczną część swojej publicznej działalności. Nazwa „Tabgha” jest arabska. To zniekształcone greckie „Heptapegon”, co znaczy „siedem źródeł” (Arabowie nie znają głoski „p”, więc tak to dziwnie brzmi, na nas mówią „Bolanda”, co jest zniekształconym „Poland”).

Faktycznie bije tutaj siedem źródeł, w tym jedno bardzo ciepłe. Woda z nich wpada kawałeczek dalej do Morza Tyberiadzkiego (Galilejskiego). Z powodu tej ciepłej wody w miesiącach zimowych gromadzi się tu sporo ryb. Dlatego pobliskie Kafarnaum było osadą rybacką, dlatego właśnie tutaj, a nie w innych rejonach Galilei, Jezus znalazł pierwszych apostołów z Piotrem na czele.

W rejonie Tabghi jest taka, jak w Bieszczadach, połonina – zielona pochyłość, u szczytu której usiadł Jezus i wygłosił swoje pierwsze kazanie, z ośmioma błogosławieństwami na czele. Stoi tam teraz oktagonalny kościół. Na pamiątkę wszystkiego jest osiem: ścian, okien, kątów, łuków, filarów i w ogóle.

Trochę poniżej jest kościół rozmnożenia chleba. Bo gdy ludziska nasłuchali się Jezusa, zgłodnieli. A On nie chciał, żeby zasłabli w drodze, więc wziął pięć chlebów i dwie ryby, porozkładał to na kamieniu i zaczął dzielić tak, że starczyło dla wszystkich. Wokół tego kamienia zbudowano później kościół, który – jak wszystko w Ziemi Świętej – zburzyli wyznawcy Islamu. Potem go – jak wszystko w Ziemi Świętej – odbudowano. I tak kilka razy, z różnym skutkiem. Dzisiaj jest to kamienna budowla ciekawa z dwóch powodów. Najpierw przy wejściu do atrium przed kościołem jest sadzawka z tą ciepłą źródlaną wodą, a w niej pływają kolorowe rybska. To są łajzy straszne, bo tak oswojone z ludźmi, że kiedy się podejdzie bliżej, zaraz podpływają, pozwalają się pogłaskać. A kiedy się im ta polizać palucha, gdy stwierdzą, że jest niejadalny, odpływają powoli z zapiętym fochem.

Druga rzecz, od której nie sposób oderwać oka, to okna: smukłe i obłe zarazem, romańskiego kroju. A wewnątrz, zamiast szkła jest alabaster – przepuszczająca światło skała gipsowa. Bursztynowe zacieki tworzą fantazyjne, naturalne witraże. Aż jest słodko, karmelowo i miodowo, kiedy się na nie patrzy. Ołtarzem jest tutaj skała, która służyła Jezusowi za stół. I jest taka stara mozaika, ukazująca dwie ryby i cztery chleby. Cztery? Dlaczego nie pięć? Piąty do kompletu pojawia się podczas odprawianej tutaj Mszy. Bo to rozmnożenie chleba było zapowiedzią Eucharystii – Ciała Pańskiego, którego wystarczy dla wszystkich.

Jeszcze niżej, już nad samym brzegiem jeziora, jest kościół Prymatu Piotra. Tak się nazywa. Taki… brzydki, w sumie, z czarnego, powulkanicznego kamienia, z jakiego zbudowane było całe Kafarnaum. To tutaj Zmartwychwstały piekł na ogniu rybę, miał przyszykowany chleb, pytał uczniów, czy coś ułowili, a gdy się okazało, że nic, poradził im, by zarzucili sieć po prawej stronie. I się udało. Potem trzykrotnie pytał Piotra o lojalność, bo w konfrontacji ze służącą i z kogutem na dziedzińcu arcykapłana przyszły papież nie wypadł najlepiej. No i tutaj kazał mu paść „owce i baranki” czyli ludzi, których miał „łowić”. W tym kościele też jest skała, na której Jezus miał urządzić to ognisko z rybą. A na ścianie kościoła jest tablica upamiętniająca Jana Pawła II, ufundowana przez Bractwo Kurkowe – wiadomo – z Krakowa.

Z okolicy Tabghi do Kafarnaum jest rzut beretem – niespełna trzy kilometry. Przy wejściu od strony siedmiu źródeł był punkt poboru opłat czyli komora celna, w której spokojnie pracował sobie niejaki Lewi. Jezus ciągle się tutaj kręcił po okolicy, więc pewnego razu skinął na Lewiego, że ma iść za nim. I stąd mamy Mateusza apostoła i autora Ewangelii, bo co się w historii jakiś taki niewydarzony gość pojawia, który tymczasem okazuje się być powołany do jakichś ważnych i pięknych rzeczy, to mu Pan Bóg na wszelki wypadek imię zmienia. Chociaż… niektórym wydarzonym też Pan Bóg imię zmienił: Abramowi i Ozuemu. Z tych niewydarzonych, to w sumie tylko Lewi by był i Szaweł z Tarsu.

Zapraszam do obejrzenia moich zdjęć z Tabghi.