Zginęło w nim łącznie 16 osób. Najmocniej brzemienną w skutkach była śmierć następcy tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda d’Este i jego małżonki Zofii.
Kule zamachowca dosięgły ich, gdy sunąc sarajewską aleją Franciszka Józefa, znaleźli się na wysokości winiarni przy Wybrzeżu Appela. To stało się 28 czerwca 1914 roku. Oto kilka ciekawostek, związanych z tą historią:
Samochód, którym podróżowała para arcyksiążęca, to oliwkowo-czarny Gräf und Stift, wyprodukowany w 1911 przez Wiener Automobil Fabrik A.G.D. z numerem silnika 287, w wersji Double Phaeton (wersja odkryta, bez żadnych osłon przed czynnikami atmosferycznymi, z dwoma rzędami siedzeń). Samochód miał tablicę rejestracyjną o numerze A-III-118 i był wówczas własnością hrabiego Franciszka Harracha, adiutanta arcyksięcia Ferdynanda. Babką Haracha była Anna Lobkowicz – z „tych” Lobkowiczów, z których jest emerytowany biskup opawsko-orawski Franciszek Lobkowicz.
W chwili zamachu za kierownicą siedział Czech – Leopold Lojka, osobisty kierowca adiutanta Haracha. Legenda mówi, że jakiś czas wcześniej ocalił życie arcyksięcia, gdy bośniaccy ekstremiści rzucili w samochód bombę. Lojka miał ją ominąć gwałtownym skrętem. Ładunek wybuchł pod następnym samochodem, raniąc jadących nim członków świty arcyksiążęcej. Ale to tylko legenda, bowiem Ferdynand jechał wówczas innym samochodem, prowadzonym przez niejakiego Merza, uszkodzonym wybuchem tejże bomby, co zmusiło następcę tronu do przesiadki za plecy Lojki.
Lojka wraz z feralnym kabrioletem został następnie oddany na usługi kolejnego następcy tronu, arcyksięcia Karola (nawet – wioząc pijanego i awanturującego się arcyksięcia wpadł z nim pewnego razu do rzeki Piavy). Potem Lojka poszedł do cywila z odprawą w wysokości 400 tysięcy koron, za które kupił sobie piwiarnię w Brnie. Dokończył życia jako jej właściciel, licząc zaledwie 40 lat.
Gräf und Stift o numerze rejestracyjnym A-III-118 zmieniał właścicieli kilkakrotnie (tablice rejestracyjne wówczas się nie zmieniały). To byli ludzie z fantazją, kochający szampańską zabawę. Aż 14 z nich spotkała – w związku z feralnym samochodem – gwałtowna śmierć.Kabriolet znajduje się obecnie z wiedeńskim Muzeum Armii, całkiem nielicho zachowany.
Ferdynand był najbogatszym Europejczykiem (dziedzic majątku Habsburgów w linii Modena-Este) i – jednocześnie – patologicznym skąpcem, noszącym cerowane skarpetki. Jego największym hobby było myślistwo. Szczycił się ubiciem ponad 300 tysięcy sztuk zwierzyny, od jaskółki po nosorożca. Jego dzienny rekord ustrzelonych sztuk, to 2140 saren, jeleni, kuropatw i bażantów, zaganianych przez kilkanaście godzin przez setki służących pod okna jego zamku w Konopiszte, w których następca tronu zasadził się z… karabinem maszynowym.
Arcyksiężna Chotek Zofia była solą w oku cesarza Franciszka Józefa: zwykła hrabina, dama dworu, z którą Ferdynand popełnił mezalians. Franciszek Józef zgodził się na to małżeństwo, nie chcąc urazić szlachty czeskiej, z której się wywodziła. Dorównywała swemu mężowi w skąpstwie, prześcigała go w bigoterii. Była podejrzliwą furiatką. Zamachowiec – Gawriła Princip – żałował, że ją śmiertelnie postrzelił – wszak jako Czeszka była Słowianką. Natomiast Franciszkowi Józefowi jej ostatnie tchnienie sprawiło ulgę, skoro skwitował ją stwierdzeniem: „Opatrzność sama rozwiązała to, czego ja nie byłem w stanie rozwiązać”.
Para arcyksiążęca nie spoczęła w osławionej Krypcie Habsburgów w kościele kapucynów w Wiedniu, ale – ze względu na „niski stan” Zofii – w Artstetten, w kościele św. Jakuba Apostoła. Podobno wejście do tutejszej krypty wąskim jest. Ferdynand wiedział, że wcześniej czy później tutaj może spocząć. Oglądając kryptę rzucił, że w trumnę zacznie kopać, jeśli niosący go zawadzą o futrynę. Gdy przyszło do pogrzebu, niosący trumnę tak nią uderzyli w futrynę, że zdewastowali ją, a nawet wyrwali kilka cegieł z muru. Arcyksiążę w trumnie – mimo pogróżek – zachował spokój.
Miesiąc po zamachu w Sarajewie wybuchła I wojna światowa – największy konflikt zbrojny od czasu wojen napoleońskich, który pochłonął co najmniej 14 milionów ofiar. Gawriła Princip – tak nazywał się zamachowiec z grupy „Młoda Bośnia”, który strzelił w brzuch arcyksięcia Ferdynanda i jego żony Zofii z pistoletu Browning model 1910, kalibru 7,65 mm. Ujęty, bezskutecznie próbował połknąć truciznę. Do ukończenia 20. roku życia zabrakło mu zaledwie miesiąca. Więc – zgodnie z prawem – został skazany jedynie na 20 lat twierdzy Terezin (60 km od Pragi), gdzie zmarł na gruźlicę kości na wiosnę 1918 roku. Dwa lata później, po wojnie i rozpadzie Austro-Węgier, ekshumowano jego szczątki i przewieziono do Sarajewa.