Niewolnicy

Co (kto) łączy Biblię z zespołem Boney M.? Wiadomo… Verdi.

180 lat temu w mediolańskim Teatro alla Scala odbyła się premiera opery „Nabucodonosor” Józika Verdiego. To była trzecia w jego dorobku opera, ale pierwsza, która przyniosła mu sławę. Zbyt długi tytuł skrócono – wkrótce – do „Nabucco”. I tak już pozostało.

Dokładniej rzecz biorąc Verdi napisał „jedynie” muzykę. A słowa wyszły spod pióra Temistoklesa Solery. Historia opowiada dzieje wspomnianego w Biblii (2 Krl 25) najazdu króla babilońskiego Nabuchodonozora (ok. 586 r. p.n.e.) na Judeę, który następnie uprowadził jej mieszkańców do Babilonu. O losie uprowadzonych wzruszająco wzmiankuje Psalm 137, zaczynający się od słów: „Nad rzekami Babilonu – kiedyśmy wspominali Syjon. Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy. Bo tam żądali od nas pieśni ci, którzy nas uprowadzili…”

Mediolan, La Scala – tutaj miała 9 marca 1842 roku miała miejsce premiera „Nabucco”.

Do tego psalmu nawiązuje najsłynniejszy fragment „Nabucco” – pieśń niewolników (tych uprowadzonych do niewoli Judejczyków), zaczynająca się od słów „Va, pensiero”: Leć, myśli, na skrzydłach złocistych, leć, spocznij na pagórkach…

Kiedy Józik napisał „Nabucco” Italia akurat była pod panowaniem Wiednia. „Va pensiero” stało się nieformalnym hymnem narodowym Włochów, tęskniących za wolnością. Ludziska wyszli na ulice i zaczęły się rozruchy. Grisgoty natychmiast zakazały wystawiania „Nabucco” na terenach, które były pod ich kontrolą. Ale taki stan rzeczy utrzymał się tylko do czasu.

Kiedy idzie się do opery na „Nabucco”, to „Va, pensiero” zawsze bisują. Nawet niemiłośnicy opery twierdzą, że dla tego jednego kawałka warto ścierpieć całą nudną resztę.

Dom muzyka-emeryta w Mediolanie. W kaplicy spoczywa Józik i jego małżonka. A przed domem – pomnik kompozytora.

Józik Verdi umarł w 1901 roku. Zażyczył sobie skromnego pogrzebu i zero muzyki. Makaroniarze uszanowali jego wolę. Pochowali Józia po cichutku. Trzydzieści dni przeleżał sobie spokojnie w grobie. A po miesiącu wyjęli jego trumnę. I jego żony też. I oboje przewieźli do kaplicy ufundowanego przez Verdiego domu spokojnej starości dla muzyków w Mediolanie. Tu już testament nie obowiązywał, więc skrzyknął się chór 900 zapaleńców, którzy Józkowi na pożegnanie odśpiewali „Va, pensiero”. To dużo? W sumie nie, bo w uroczystości wzięło udział 300 tysięcy Włochów.

Na ziemiach polskich „Nabucco” po raz pierwszy wystawiono we… Lwowie (1850). Po niemiecku. Masakra: zamiast „Va, pensiero”, śpiewano „Flieg, Gedanke, auf goldenen Schwingen…”. Polską wersję usłyszeli cztery lata później warszawiacy.

A oto i Józik Verdi we własnej osobie.

Do tego samego Psalmu 137. nawiązuje także przebój dyskotekowej grupy Boney M. „Rivers of Babilon”. Boney M., to był kosmos: grupa powstała w Niemczech, tworzyli ją śpiewacy ciemnoskórzy (pogubiłem się i już sam nie wiem, jak ich nazwać, żeby się nikt nie oburzył – czarnoskórzy?), którzy śpiewali po angielsku. Nawet ich Breżniew zaprosił do ZSRR – jako pierwszy zachodni zespół. Zaśpiewali na Placu Czerwonym dla niespełna trzech tysięcy starannie dobranych melomanów. Riwersy Babilonu, to był faktycznie singiel. Ludziska kupowali go tak namiętnie, że stał się drugim najlepiej sprzedającym się na Wyspach singlem wszech czasów. Załapał się też do książeczki Guinnessa, jako najszybciej sprzedający się singiel: 2,5 miliona egzemplarzy w ciągu miesiąca. No, ale to był grudzień 1978 roku i ludziska toto na prezent pod choinkę kupowali.

Boney M. u początków kariery. Chociaż niektórzy mówią, że to oszustwo było, że nie oni śpiewali, tylko ktoś inny dawał głos. Kto ich tam wie.

A w ogóle to nie Boney M. ten kawałek wymyślili, tylko taka kapela reggae „The Melodians” z Jamajki, prawie dziesięć lat wcześniej. Ale im tak dobrze nie poszło, jak Bonejom, którzy po prostu odkurzyli stary kawałek.

„Va, pensiero” znalazłem w jutubie wiele wersji. Wybrałem takiego sympatycznego flaszmoba:

Znalazłem widijo, jak Bonejsi śpiewają Riwery w Sopocie w 1979 roku. Oni tam zaśpiewali też „Rasputina”, który uchodził za utwór antysowiecki (sam nie wiem dlaczego, choć – ze względu na przyzwoitość – nie będę drążył sprawy Rasputina, którego dzieje piosenka owa dość dokładnie opisuje, zwłaszcza ich finał). TVP nie transmitowała Bonejsów z Sopotu na żywo, dopiero następnego dnia to nadali, a „Rasputina” cenzura zdążyła wyciąć.