Jestem. Bo miłość się nie starzeje.
Kiedy Michał Anioł ba początku kariery wydobył z bryły karraryjskiej Pietę, zazdrośni krytycy wyśmiali go: przecież Matka Jezusa trzymająca na kolanach zdjęte z krzyża ciało Syna miała koło pięćdziesiątki, a tyś ją wyrzeźbił z twarzą nastolatki. Gdy się już wypluli, wyjadowili i wynazłośliwiali, Michalangelo uciął krótko: miłość się nie starzeje!
Znam wiele mam bolesnych.
Mamy dzieci, które umarły zanim się urodziły, bo nie zawsze kolejność ma znaczenie.
Mamy, których córki i synowie zginęli na motocyklu i na rowerze, bo nie zawsze prędkość ma znaczenie.
Mamy, które umierające na szpitalnym łóżku córki i synów trzymały za rękę latami albo tylko przez parę chwil, bo nie zawsze czas ma znaczenie.
Mamę, której syna w biały dzień zakłuto nożem na ulicy w środku miasta i mamę, która znalazła syna z paskiem do spodni zaciśniętym wokół szyi, bo nie każdemu nieszczęściu da się zapobiec.
Mamy, których dzieci pożarły żywioły albo nałogi, mamy bohaterów i przegranych, bo okoliczności nie zawsze mają znaczenie.
Mamy zapomniane, do których dzieci nie zadzwonią, by spytać jak się czują i kiedy możemy się znów zobaczyć, bo wdzięczność nie dla wszystkich coś znaczy.
Mamy Bolesne – stoją obok krzyży swoich dzieci i mówią przez łzy: dziecko, nie mogę ci pomóc, nie mogę cię ocalić. Jedyne, co mogę, to być z tobą. Więc jestem. Bo miłość się nie starzeje.