Jeżeli ktoś próbę dialogu postrzega jako „wycie”, śmiem podejrzewać że mentalnie i kulturowo zszedł na psy.
Ostatnio wyjechałem z podporządkowanej tak, że gość który poruszał się główną musiał przyhamować. Zdaje się że jechał zanadto szybko i nie byłem w stanie go w porę zobaczyć. Mimo wszystko podniosłem dłoń pojednawczo. Ale przed skrzyżowaniem z czerwonym światłem kolega wskoczył na pas obok i przez opuszczoną szybę powiedział co o mnie myśli – nie będę cytował. Trudno, moja wina. Poczułem jakbym znalazł się na dnie.
Ale dzisiaj rano usłyszałem pukanie od spodu. To była pani ministra – kapitana sterująca łajbą edukacji. W wywiadzie radiowym, odnosząc się do prób dialogu, jakie Kościół podejmuje w sprawie miejsca i statusu lekcji religii w szkole, powiedziała, że to „wycie o kasę”.
Ja rozumiem pana z szybkiego auta, którego nazwa składa się z tylko trzech literek, że ten pan nie musi znać tych liter dużo więcej, żeby wyrazić swoje emocje. Ale po publicznej wypowiedzi kogoś, kto sprawuje urząd państwowy mam prawo spodziewać się znajomości nieco większej liczby głosek i umiejętności układania je w sposób odrobinę bardziej zbliżony do przyzwoitego. Chyba że polityka faktycznie już zeszła na psy, i żeby się w niej odnaleźć nie trzeba umieć mówić, wystarczy być wyszczekanym…
A już całkiem na marginesie i poważnie mam uwagę statystyczną. Pogrzebałem w internetach i znalazłem, że w ubiegłym roku szkolnym w szkołach podstawowych na lekcje religii uczęszczało sporo ponad 80 procent uczniów (w skali kraju – bo w różnych regionach i w różnej wielkości miejscowościach różnie to wygląda). W tym samym czasie co trzeci uczeń szkoły podstawowej miał zwolnienie z zajęć wychowania fizycznego. Zilustruję to prosto: jeżeli klasa ma 10 uczniów – 8 chodzi na religię a 2 – nie. Natomiast na wuefie ćwiczy 6 uczniów a 4 siedzi na ławeczce i gapi się w komórkę. Czy z równą troską co nad niechodzącymi na religię ministerstwo pochyla się nad niećwiczącymi? Czy lekcje wuefu też będą na pierwszych i ostatnich godzinach, a małe grupy będą łączone w większe? I czy nie należałoby w takim razie również wuefu wyłączyć z wliczania oceny do średniej, wszak – podobnie jak w kwestii wiary i chodzenia do kościoła są różnice – również niejednakowo są wszystkie dzieci uzdolnione do biegów przełajowych, fikania koziołków czy innych szpagatów i pływań?
Nie pożyczyłby ktoś takiego autka, które się nazywa na trzy litery? Poćwiczyłbym trochę, jak z fantazją pojeździć i – w razie potrzeby – umieć się odszczekać?