Mierzy blisko dwa metry, ma za sobą najkrótszy w historii proces kanonizacyjny i pomaga znaleźć nawet to, czego się nie zgubiło.
Święty Antoni Padewski – świętowany 13 czerwca – w pierwszym rzędzie zasługuje na miano Fernando Lizbońskiego. Urodził się bowiem w stolicy Portugalii. Ma tam swój placyk i pomnik. A kawałeczek dalej – uważając na wścibskie żółte tramwaje – podchodzi się do katedry. Przy głównych drzwiach jest wejście a obok okno, przez które włożono maleńkiego Fernando do środka. W środku zaś jest kaplica z chrzcielnicą i majolikowo wykafelkowanymi ściany. Po zanurzeniu w chrzcielnicy chłopca już oficjalnie wniesiono do katedry. Gdy podrósł pobierał tutaj nauki pod okiem wuja swego – też Fernando. A gdy osiągnął pełnoletniość wstąpił do zakonu kanoników. I byłby sobie żył spokojnie, gdyby do Lizbony nie dotarła wataha pięciu franciszkanów – głośnych i roześmianych, którzy ogłosili, że idą głosić Ewangelię do Afryki. Kilka miesięcy później do Lizbony dotarła wieść, że cała piątka zginęła od ciosów i razów dzikich pogan, zdobywając palmę męczeństwa. Fernando też tak chciał. Więc ruszył na południe. W drodze jednak podłapał febrę. A gdy był już na statku do Afryki, burza połamała maszty i zmusiła podróżników do powrotu na poczciwy ląd europejski gdzie też nasz Fernando przywdział habit franciszkański i przyjął zakonne imię Antoni.
Mieszkał w Padwie, uczył teologii, głosił kazania i jeszcze przed czterdziestką umarł na wodną puchlinę – cokolwiek to nie oznacza. Proste życie wielkiego człowieka (dosłownie: gdy otwarto jego grób okazało się, że mierzył ponad 190 centymetrów a więc w swoich czasach był olbrzymem) owiały legendy. Oto ich garść w pytaniach i odpowiedziach.
Dlaczego święty Antoni jest opiekunem ubogich?
Wielu z nich uratował od hańby i śmierci. W Padwie kwitł w tamtych czasach interes lichwiarski. Bogacze pożyczali biedakom pieniądze na bandycki procent. Nie doczekawszy zwrotu ani odsetek przejmowali ich dobytek i wolność. Antoni zreformował prawo. Odtąd sprawy dłużne mieli orzekać niezależni sędziowie a nie wierzyciele. A jeśli kto nie zdefraudował pożyczki, nie wolno go było pozbawiać majątku czy sprzedawać w niewolę.
Skąd się wziął chleb świętego Antoniego?
Dziecię pewne wpadło do cebrzyka z wodą i utonęło. Matka wyrwała je z topieli i pobiegła do Antoniego obiecując, iż jeśli przywróci dziecku życie ofiaruje na chleb dla biednych tyle mąki, ile jej pociecha waży. Antoni życie chłopcu wrócił, kobieta mąkę obiecaną podarowała i od tej pory działa coś takiego, jak jałmużna albo chleb świętego Antoniego.
Antoni w ogóle wykazywał inklinacje dobroczynne?
Tak. Pewnego razu przyszła doń panna, która nie mogła znaleźć męża ze względu na brak posagu. Antoni wypisał jej karteczkę i kazał iść z nią do jednego z padewskich bankierów. Ten wziął karteczkę i przeczytał prośbę, by dał jej tyle złota, ile ta karteczka waży. Spokojnie położył skrawek papieru na jednej i maleńki pieniążek na drugiej szali. Ale karteczka była cięższa – także wówczas, gdy dołożył następną monetę i kolejną. Musiał „biedak” aż czterysta talarów położyć by karteczkę od Antoniego zrównoważyć. A to posag pannie zapewniło i zamążpójście.
Czczą zatem Włosi jako patrona w sprawach matrymonialnych?
I opowiadają historię, jak kolejna panna, co męża nie mogła znaleźć, razu jednego okno myjąc niechcący strąciła stojącą na parapecie figurkę świętego Antoniego. Figurka spadła na głowę przechodnia. Ten zdenerwowany złapał wizerunek Antoniego i guza rozcierając wybiegł do mieszkania z otwartym oknem. Lecz zamiast awanturę nieuważnej uczynić, zakochał się w niej i o rękę poprosił.
I z tego powodu jest Antoni patronem w szukaniu rzeczy zagubionych?
Jeśli chodzi o mężów, jest patronem znajdowania raczej tego, czego się nie zgubiło. A w przypadku rzeczy zagubionych sprawa się złodziejskiego procederu, na skutek którego Antoniemu zginęła księga z notatkami do kazań i wykładów. Tak się modlił, tak Boga prosił, aż złodziej co był ją ukradł sam ją Antoniemu przyniósł z powrotem, o przebaczenie prosząc.
Dzięki notatkom i owej księdze Antoni udane kazania głosił?
Głosił, ale nie zawsze udane. Pewnego razu przybył do Rimini. A ci mu mówią, że słuchać go nie będą i tyle. Więc Antoni zapiął focha i poszedł nad morze. Zawołał ryby, a te przypłynęły całą ławicą i wysłuchały pięknego kazania o bezkresie wód i bezgranicznym miłosierdziu Boga, dzięki któremu mogą w nich znaleźć dostatek pożywienia dla siebie.
Z lądowymi zwierzętami też Antoni miał przygody?
Na przykład z wołem. Jego właściciel wyśmiewał wiarę w obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Więc Antoni zarządził próbę godną proroka Eliasza, który potykał się 450 kapłanami Baala na górze Karmel. Kazał trzy dni głodzić wołu niedowiarka. A po trzech dniach ułożono stertę smakowitego owsa zaś obok stanął Antoni z Hostią. Wypuszczono wołu, a właściciel pewny był, że wygłodniałe zwierzę rzuci się na owies. Tymczasem wół o żarciu ani myśląc ukląkł oddając cześć Panu Jezusowi i zawstydzając właściciela swego z powodu jego niedowiarstwa.
Nie miałby wół co jeść, gdyby wróble zboże „omłóciły”?
To jeszcze inna historia z czasów dzieciństwa Fernando. Stado wróbli opadło na pole pszenicy i byłoby ją zeżarło do szczętu, gdyby ojciec Fernanda nie wziął syna ku pomocy i nie pobiegł wróbli żarłocznych płoszyć. Gdy zagrały dzwony na Anioł Pański ojciec pobiegł do kościoła, Fernanda do pilnowania pola delegując. Tymczasem chłopiec też pragnął pójść do kościoła. Żeby pszenicy na żer ptactwa nie pozostawić zagwizdał, a natychmiast wszystkie wróble w ślad za nim ruszyły i pozwoliły zamknąć się w pobliskiej stodole, dopóki je Fernando wraz z ojcem, z kościoła powróciwszy, na wolność nie wypuścili.
Zagadką pozostaje jeszcze to, dlaczego Antoni dzieciaka na ręku trzyma?
To konkretnie Dzieciątko Jezus. W takiej postaci miał się ukazać Antoniemu podczas drzemki. Antoni wielki miłośnikiem Pisma świętego był. Mówiono nawet, że gdyby wszystkie natchnione księgi zginęły, on bez trudu odtworzyłby je z pamięci. Opadła raz głowa Antoniego snem zmorzona, gdy ewangelię Łukaszową studiował. I przyśnił Jezusa, który jako Dziecię z jej kart wyszedł ku niemu i pozwolił się wziąć na ręce. I odtąd Antoni na obrazach i figurach już Jezusa z rąk nie wypuszcza.
Ale i on sam miał się ukazywać innym?
Przytrafiło się to onegdaj jednemu chłopu z Radecznicy nieopodal Szczebrzeszyna, że mu się święty Antoni ukazał. Poleciał chłopina z wieścią o tem do biskupa, a hierarcha całą wieś wykupił, oddając ją braciom bernardynom z nakazem zbudowania sanktuarium, które do dziś czciciela Antoniego gromadzi. Mówi się o nim tutaj „Padewski” – podobnie jak we Włoszech i w większej części Europy. Ale gdyby ktoś był w Portugalii i o Antonim chciał rozmawiać, nie nie wspomina, że on „Padewski”. Bo tu mówią na niego „Lizboński” i strasznie nie lubią, gdy to tego nie szanuje. Nawet po łbie można dostać z powodu ignorancji. A w najlepszym razie jaki sikaczem was napoją, zamiast porządnym Porto…
O świętym Antonim pisałem także TUTAJ.