Trudno wytłumaczyć wiarę dosłownie. Najczęściej używa się analogii. Nawet Jezus tak robi. Mówi: „wierzyć” to znaczy „trwać”.
Gałązka (latorośl) rodzi owoce tylko pod tym warunkiem, że trwa (pozostaje) w winnym krzewie. W przeciwnym wypadku – gdy nie trwa w nim – co prawda pozostaje latoroślą, ale nici z owocowanie. „Trwajcie w miłości mojej” – podsumowuje tę kwestię Mistrz.
Gdyby opisać moją wiarę, najlepiej byłoby użyć analogii smartfonu albo innego urządzenia mobilnego. Podłącza się je na jakiś czas do ładowarki, wypełnia jego baterię energią. A potem ładowarka zostaje w gniazdku, a smartfon może hulać po świecie. I dopiero gdy się rozładuje, wraca skruszony w pobliże zasilacza.
Gdzie znaleźć nowoczesną analogię wiary? Babcia mawiała: kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej. Racja. Wagon, jeśli ma dotrzeć do celu, musi być nieustannie podpięty do lokomotywy – bezpośrednio albo poprzez inne, wcześniejsze wagony. Nie może się przyłączać do składu od czasu do czasu, bo wypadnie z kursu.
Niech moja wiara nie będzie telefoniczna. Niech będzie kolejowa…