Starodawne gnaty

Powszechnie wiadomo, kiedy będzie koniec świata. Tylko nikt o tym nie mówi.

Zazwyczaj wchodzący główną bramą do Wawelskiej Katedry patrzą pod nogi, gdyż schody, które trzeba pokonać, są dość strome. Tym bardziej – stanąwszy u ich szczytu – warto się zatrzymać i rozejrzeć wokół, omiatając spojrzeniem masywne drzwi z powtarzającym się monogramem króla Kazimierza zwanego Wielkim, czyli literką „K” pod koroną. Drzwi, odkąd je pamiętam z czasów studenckich, były czarne. Niespełna dekadę temu pracownia konserwatorska przywróciła im pierwotną, malachitową (dla panów – zieloną) barwę. Gwoli ścisłości: wrota są drewniane, jedynie na zewnątrz obite blachą.

Tak więc omiatamy wejście katedralne spojrzeniem, omiatamy i co widzimy? Starodawne gnaty, czyli zawieszone na grubym łańcuchu kości. Wyglądają trochę tak, jakby ktoś mamuta na żelaznej smyczy wyprowadził pospacerować, a było to tak dawno temu, że z pupila jedynie fragmenty kośćca się ostały. Może ktoś pomyśleć, że to pozostałości owego Smoka Wawelskiego, którego nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu do zguby doprowadziło, tymczasem…

Starodawne gnaty na żelaznym łańcuchu u wejścia do Katedry na Wawelu (fot. Jan Lorek).

…na przekór domysłom, opowieściom i legendom , po przebadaniu owych gnatów okazało się, że są to szczątki mamuta, walenia i nosorożca. Niewiadome jest ich pochodzenie: czy z jakichś czeluści ziemnych wypłukał je nurt kapryśnej ongiś Wisły, czy też wzgórze Wawelskie weszło w ich posiadanie drogą zakupu od jakichś handlarzy rzeczy dziwnych a więc magicznych. Bo też magiczna jest ich rola: by uchronić to miejsce od zakusów sił Złego. Proszę mnie nie pytać, w jaki sposób szczątki dziwnych stworów skojarzono z egzorcyzmem, ze znakiem oddzielenia sacrum od profanum. W każdym razie Sienkiewiczowski Pan Wołodyjowski wspomina o szczęce wieloryba albo wielkoluda, która wisi u wejścia do kościoła w Łubniach, a sam Adam Mickiewicz w Ósmej Księdze „Pana Tadeusza” pisze „Podobnie pleban Mirski zawiesił w kościele / Wykopane olbrzymów żebra i piszczele”. Podobno magiczne kości do dziś wiszą u wejścia do kościoła w podkrakowskich Raciborowicach. W naszej Kalwarii też były u bram sanktuarium, dopiero jakiś czas temu braciszkowie bernardyni je zdjęli, ale – że strach amulety wyrzucić – przytwierdzili je w klasztornym wirydarzu. Sprawa ma zresztą wymiar uniwersalny, jako iż widzimy przedstawicieli zwłaszcza ludów prymitywnych, także na odległych kontynentach, obwieszonych – do prawda nie w tym rozmiarze, co wawelskie – ale jednak kościanymi ozdobami, którym przypisują magiczne właściwości.

A co do końca świata: istnieje przekonanie, że nastąpi on wówczas gdy łańcuchy, którymi uwiązano wawelskie gnaty rdza zeżre tak, iż kości upadną i rozsypią się bezpowrotnie. Z tego powodu, jak wieść gminna niesie, w całej Rzeczpospolitej nie znajdziesz drugiego żelastwa, o którego kondycję dbano by tak starannie, jak o ten wawelski łańcuszek.

Jeśli się ten łańcuch zerwie, to po nas… (fot. Jan Lorek).