Kogutek i ciemnica

Są kostki rosołowe z kogutkiem, kawa z kogutkiem, przed wojną były nawet proszki na migrenę z kogutkiem. A w Jerozolimie jest kościół pod kogutkiem.

Dokładniej to kościół św. Piotra os śpiewu koguta. Tytuł nie ma charakteru merkantylnego, ale biblijny. Oto w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, zgodnie z zapowiedzią Jezusa, Piotr trzykrotnie wypiera się znajomości z mistrzem. Nie z powodu jakiegoś policjanta czy prokuratora, ale zwykłej służącej. Dziewczyna miała dobre ucho, którym wyłowiła galilejską gwarę Piotra – rybaka znad Jeziora Galilejskiego. Oni tam „mieli swoja godka” albo też trochę „zacjągali, taj łoj”, w każdym razie mieszkańcy Jerozolimy mówili trochę inaczej, jak to miastowi („ął, ęł i d..a przez erzet”).

Pomnik z zapierającym się Piotrem, służącą, kogutem itd.

Trzykrotne zaparcie się Piotra poprzedziło zwiastujące poranek pianie koguta. Kogut odróżnił dzień od nocy, a Piotrek nie potrafił odróżnić prawdy od kłamstwa. I popłynął. Właściwie obaj – Judasz i ona – zdradzili Jezusa. Ale z innych pobudek i z innym skutkiem. Judasz zdradził z powodu pychy, Piotr – ze strachu. Judasz całą sytuację odebrał jako osobistą porażkę i się powiesił. Piotr w tym co zrobił rozpoznał błąd i z żalu zapłakał – pewnie nie tyle nad Jezusem, co nad sobą: że niby ważny, że Jezus go docenia, a gdy przyjdzie co do czego, to on pierdoła jest po prostu i tyle.

Wszystko to rozgrywało się w pałacu arcykapłana – swego rodzaju „plebanii”, w południowej części wzgórza Syjon, na którym stała świątynie. Dziś stoi tam zbudowany na planie greckiego krzyża kościół, a na wieży, na krzyży, siedzi złoty kogut i drze japę, żeby ludziska, tak jak Piotr, płakali nad sobą i swoją głupotą. Od strony Góry Oliwnej są ruiny schodów, którymi prowadzono Jezusa po pojmaniu w ogrodzie oliwnym. Oryginalne 33 schody wytargali krzyżowcy i wywieźli do Rzymu. Są teraz w kaplicy Scala Santa – zakryte drewnianym „welonem”. Ludzie po nich na klęczkach się wspinają. W Jerozolimie tylko prowizorka została ale i tak robi wrażenie. U szczytu schodów jest pomniczek ładny z Piotrem, służącą, ogniskiem i kogutem na kolumnie.

Kiedy wejdzie się do kościoła pod kogutkiem, na środku podłogi jest dziura. Zabezpieczona, żeby ktoś nie wpadł. Można zajrzeć do środka i zobaczyć coś jakby piwnicę. Po schodach można potem zejść w dół, by znaleźć się w środku dawnej, już w czasach Jezusa nie używanej cysterny. Był to podziemny zbiornik do gromadzenia deszczowej wody na zapas. Wiele starożytnych pałaców – w tym także przyświątynna „plebania”, dbało w ten sposób o zapas wody. Nie używana – bo i tak Jerozolima była dość dobrze zaopatrzona w wodę, choćby z pobliskiego źródła Gihon i sadzawki Siloe.

Tę podziemną cysternę nazywamy dziś „ciemnicą”. Tam rzeczywiście było ciemno. Nie mamy pewnych szczegółów, ale możemy się domyślać, że Jezusa obwiązano pod pachami jakimś powrozem i spuszczono przez obecny otwór w podłodze do wnętrza cysterny. Być może nie opuszczono go całkowicie, ale pozostawiono uwiązanego do tej liny tak, że stopami nie dotykał ziemi. W ten sposób nie mógł salwować się ucieczką – do cystern wszak zazwyczaj prowadziły schody. Tutaj pozostaje nam już tylko wyobraźnia oraz niemal identyczna historia proroka Jeremiasza (Jr 38,6).