Szacuje się, że obecnie na świecie działa około półtora tysiąca osób, podających się za mesjasza.
„Mesjasz”, to ktoś „namaszczony”. W czasach Biblijnych aktem namaszczenia ustanawiano kapłanów, proroków i królów. Ktoś uprawniony – jak, dajmy na to – prorok Samuel zbliżał się do wybrańca (słowo „Mesjasz” można przetłumaczyć także jako „wybraniec”) i wylewał na jego głowę olej. Samuel w ten sposób namaścił na króla Saula (1 Sm 10,1) i Dawida (1 Sm 16,13). A jeszcze wcześniej Mojżesz namaścił na kapłana Aarona i jego synów (Kpł 8,12). Kiedy indziej zaś Eliasz namaszcza Elizeusza na proroka (1Krl 19,16).
Kapłan, prorok i król, to mesjasze w znaczeniu doraźnym. Z czasem w tradycji biblijnej wyrosła tęsknota za Mesjaszem totalnym, czyli kimś takim, kto usunie z tego świata grzech, chorobę, cierpienie, wojnę oraz łzy i zaprowadzi stan pokoju i szczęścia, czyli – raj na ziemi.
Poglądy judaizmu na temat mesjasza sprowadzają się do kilku kluczowych elementów: Mesjasz będzie pochodził z pokolenia Judy, z rodu Dawida, będzie panował nad całym światem, wszystkich Izraelitów zgromadzi w Ziemi Świętej a ponadto sprawi, że wszyscy poznają i będą przestrzegać przykazań Tory, a na ziemi zapanuje pokój.
Głównie z powodu tego ostatniego elementu – kwestii powszechnego pokoju – współcześni mieli problem z przyjęciem Jezusa jako Mesjasza. Nawet Piotr, który na pytanie Jezusa o to, za kogo uważają Go ludzie, odpowiada „Ty jesteś Mesjasz” (Mk 8,29), zaraz zaczyna Go strofować, gdy tylko Jezus zaczyna mówić o swojej śmierci. Bo to nie przystaje do wyobrażenia o Mesjaszu – potężnym władcy, wprowadzającym pokój.
Natomiast próbowali zaufać innym. Omyłka ta dotknęła samego Jana Chrzciciela, który musiał tłumaczyć, że nim – mesjaszem – nie jest (Łk 3,15; J 1,20). Następnie pojawił się niejaki Szymon Mag, który szukał wyznawców zwłaszcza wśród Samarytan (Dz 8,9nn). Niewiele później pojawił się także Szymon ben Kosiba, który obwołał się „Bar Kochbą” czyli „Synem Gwiazdy” (w nawiązaniu do proroctwa z Księgi Liczb 17,24). Wzniecił powstanie, które po dwóch latach (w 135 r.) zostało krwawo stłumione przez Rzymian. W czasach nowożytnych bodaj największy rozgłos zyskał Szabetaj Cwi, który tak przejął się sprawą naprawy świata („tikkun olam”), że aż… dokonał apostazji i przeszedł na islam. Całą tę atmosferę oraz tło tęsknoty mesjańskiej ery Szabetajczyków można znaleźć na kartach „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk.
A obecnie? Szacuje się, iż do tytułu mesjasza na całym świecie pretenduje obecnie około półtora tysiąca ludzi. Przykłady? Moses Hlongwane z RPA – Bóg w 1992 r. we śnie powiedział mu, że jest Mesjaszem. W Tokyo działa Jezus Matayoshi – ćwierć wieku temu założył Partię Światowej Wspólnoty Gospodarczej, wielokrotnie startował w różnego rodzaju wyborach, swoich przeciwników politycznych nawołując do… popełnienia samobójstwa. Wissarion (Sergiej Torop) zwany Chrystusem Syberyjskim – wówczas, gdy upadał Związek Radziecki, miał objawienie, że jest kolejnym objawieniem Jezusa, założył Kościół Ostatniego Testamentu, ma pięć tysięcy wyznawców i mieszka z nimi w syberyjskiej tajdze. Resztę można wygóglować samodzielnie. Ale będzie równie straszno i śmieszno.
I u nas mieliśmy christusów. Świadomie piszę z małej litery, gdyż nie mam na myśli określenia Jezusa, ale tytuł, używany na określenie króla i biskupa, a oznaczające „pomazańca” czyli „namaszczonego”. Obrzęd namaszczenia był istotnym elementem zarówno konsekracji biskupiej jak i koronacji królewskiej. Stąd i króla i biskupa uważano za pomazańców („christus”) Bożych. Komentując sprawę króla Bolesława Śmiałego z biskupem krakowskim Stanisławem, pisze Długosz, że Bolesław „sam będąc pomazańcem („christus”) bożym nie powinien był drugiego pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie”. Tak się mają sprawy między pomazańcami.