Jest ich takich czworo – świętych ze smokami.
Michał Archanioł oraz Jerzy wbijają dzidy w rozwarte gniewem paszcze bestii. Natomiast dziewczyny – Małgosia i Marta – najczęściej spacerują z potworami na smyczy.Świętej Małgorzacie smok naprzykrzał się, gdy z powodu wiary osadzono ją w więzieniu. Obłaskawiła go znakiem krzyża. A Marta?
W latach 40. pierwszego wieku wsadzono ją razem z rodzeństwem – Marią i Łazarzem – na dziurawą, pozbawioną żagla i wioseł łódź i zepchnięto w odmęty Morza Śródziemnego, w których kompania cała miała znaleźć śmierć. Tymczasem łódź bezpiecznie dodryfowała do południowych wybrzeży Galii. Siostry z bratem, który został pierwszym biskupem tutejszej wspólnoty chrzescijańskiej, osiadły w Prowansji. Zaraz okazało się, że mieszkańcom daje się we znaki smok zwany La Tarasque.
Tarasek ma ciało rybio-bycze, głowę lwa, skrzydła i siłę dwunastu niedźwiedzi. Marta najspokojniej w świecie wzięła naczynie z wodą święconą i pokropiła nią bestię, która odtąd złośliwości swojej poniechawszy, dała się prowadzić na pasku od Marcinej sukni, niczym pudelek na smyczy.
Nie wiem, czy legenda ta jest bardziej archetypem zwycięstwa Chrystusa – Wody Życia – nad szatanem czy też obrazem tego, jak niewiasta sprytem swojej kobiecości największego nawet brutala okiełznać potrafi. Faktem jest, że do dziś w prowansalskim Tarascon (miejscowość zawdzięcza swoją nazwę smokowi Taraskowi) w czerwcu organizuje się procesję, w której wybrana dziewczyna z kociołkiem wody święconej na pasku bestię smoczą po ulicach wodzi, ku uciesze gawiedzi.