Matura

Rzecz o milicjantach, siostrach serafitkach, Żeromskim, Mrożku i mojej Mamie.

Podobno Sławomir Mrożek, przechadzając się po krakowskich Plantach w dniu matur z języka polskiego spotkał wracającego z egzaminu młodzieńca, nieco zasępionego.
– Było „Tango”? – zapytał.
– Było.
– Przepraszam…

W moim Liceum Konarskiego w Oświęcimiu była też szkoła wieczorowa – dla pracujących, w słusznym wieku, którzy jednak chcieli albo musieli zrobić maturę. Przełom lat 70./80. w pierwszej klasie uczyliśmy się na popołudniową zmianę, bo szkoła była za mała. Więc na przerwie nieraz obijaliśmy się, dzieciaki jeszcze, z tymi wieczorowymi. Najbardziej mnie fascynował widok sióstr serafitek, które na parapecie dawały odpisywać zadania milicjantom albo odwrotnie. Bo całe to towarzystwo w habitach i mundurach do szkoły zasuwało. Z tym, że cywile też byli. Najczęściej chyba działacze, którym partia kazała maturę zrobić, żeby mogli zostać jakimiś tam sekretarzami.

Moja mama całe życie w tej szkole przeżyła. Z maturami włącznie. Jeszcze za panny, na dorobku będąc, nie tylko w dziennym Liceum uczyła, ale w tym wieczorowym też. I jak w sam raz w komisji ją posadzili na pisemnym polskim. Ta komisją, to nie wiadomo: bardziej miała pilnować czy pomóc. Mama się przechadzała wzdłuż stolików. Czytała przez ramię. Jeden taki działacz wybrał temat: „Kto według ciebie jest największym polskim pisarzem?”. Mama patrzy, a on zaczął na brudno tak: „Stefan Żeromski największym polskim połetom był”. Więc się nachyla i mu szepcze: „Niech pan tak nie pisze”. Więc on to skreślił. I potem nawet coś o tym Żeromskim wypisał z sensem. W każdym razie egzamin zdał.

Swoją drogą: zanim zbudowano autostradę A4 to często wiozłem Mamę do jej rodzinnego Żabna pod Tarnowem takimi tam oplotkami, przez Nowe Brzesko, Puszczę Niepołomicką i Lasy Radłowskie. I co przejeżdżaliśmy przez Borzęcin, w mamie odzywał się pedagog:
– A ty wiesz, że tu się Sławomir Mrożek urodził? Czapkę zdejm!
Mrożek był o rok starszy od mojej Mamy. W dniu matur spacerował po Plantach, bo przy nich, u stóp Wawelu, mieści się Liceum Nowodworskiego, które sam ukończył.
Nota bene w 1953 podpisał Apel Krakowski, czyli list poparcia literatów dla ówczesnych władz, które wszczęły polityczny, pokazowy proces wobec Kurii Krakowskiej o rzekome szpiegostwo. A po śmierci spoczął w Panteonie Narodowym w kościele świętych Piotra i Pawła. Boszsz, jak ta historia bywa zagmatwana.

[rys. z sieci]