Papież Robert Prevost nie jest zupełnie niespodziewany. Ale cokolwiek nieoczywisty. I budzi nadzieję.
Jego nazwisko pojawiło się w drużynie papabili, ale raczej w okolicach ławki rezerwowych. O kardynale Prevoście watykanista senior Marco Politi stwierdził, że gdyby nie był Amerykaninem, z pewnością mógłby być papabile. A bukmacherzy odradzali stawianie nawet paru groszy na to, że jakikolwiek Amerykanin zostanie papieżem.
Przypomniał mi się dowcip o adwokacie, który po śmierci stanął przed bramą raju i wywołał wielki tumult, bo go święty Piotr nie chciał wpuścić. Dla adwokatów nie ma miejsca w niebie! – tłumaczył coraz bardziej podniesionym tonem. Aż sam Najwyższy się tą awanturą zainteresował. A dowiedziawszy się o co chodzi rzekł do Piotra: wypuść go, wypuść, jaki tam z niego był adwokat?
Z Robertem Prevostem poniekąd jest podobnie. Mama ma hiszpańskie korzenie, ojciec – francuskie i włoskie. On sam trzecią część życia spędził jako misjonarz, proboszcz, nauczyciel i wreszcie biskup w Peru. Studiował a ostatnio także pracował w Rzymie, po drodze wizytował wspólnoty augustianów, których był liderem, na całym świecie. W USA w zasadzie nie pełnił żadnej funkcji kościelnej, poza tym, że w dzieciństwie był ministrantem. Więc jeśli tam z niego Amerykanin?
Kilka dni przed konklawe The New York Times zapytał urzędującego do dziś następcę Prevosta na urzędzie generała zakonu augustianów Alejandro Morala Antona, tak na wszekki wypadek, jaki jest kardynał Robert w porównaniu z papieżem Franciszkiem. Bardziej stonowany – odparł Anton. – Papież Franciszek natychmiast odpowiadal na pytania, kardynał Prevost należy do tych, którzy muszą mieć chwilę do namysłu.
To budzi nadzieję. Człowiek bardziej powinien myśleć co mówi, niż mówić co myśli. Żeby nie żałować i nie musieć się tłumaczyć. Nawet jeśli jest papieżem. Zwłaszcza jeśli jest papieżem.