Historia, którą opowiedziałem w niedzielnym kazaniu.
Król spytał rabina:
– Czym na co dzień zajmuje się wasz Bóg?
– Kojarzy pary w małżeństwa.
– Też tak potrafię – obruszył się król.
Kazał sobie przyprowadzić dwie setki poddanych, stu kawalerów i sto panien. I zaczął:
– Ty będziesz jego żoną – pokazywał placem. – Ty tamtego weźmiesz za męża.Tak upłynął cały dzień.
Nazajutrz pięćdziesiąt par stanęło przed królem z pogróżkami i w buncie. Potargani, nosy porozbijane, oczy podbite. Pokłócili się ze sobą, skoczyli do oczu. Nikt nie był zadowolony.
– Masakra… – król złapał się za głowę.
– No! – rozległ się głos Boga z wyżyn niebieskich. – Mnie też nie jest łatwo…”
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem…”
(Rdz 2,24).
[Fotozsieci]