Co łączy Różaniec z komputerem, Biblią, kamieniami na pustyni i pobożnym rabinem?
Październik – czas Różańca. To chyba najbardziej popularna modlitwa. Doświadczenie podpowiada mi, że wiemy o niej dramatycznie niewiele. Niewiedza powoduje, że albo nie czerpiemy nawet cząstki ukrytego w niej bogactwa, albo gardzimy nią, jako narzędziem prostaków i nudziarzy. A tymczasem…
Postaram się codziennie wrzucić niewielki kawałek wiedzy o Różańcu. Przez cały miesiąc. I odpowiedzieć na postawione na początku pytania. Oraz na kilka jeszcze innych. Zacznijmy od początku:
Chrześcijanie pierwszych wieków mocno i dosłownie brali sobie do serca słowa natchnione, w tym także Pawłowe „Nieustannie się módlcie” (1 Tes 5,17). Ktoś pomyślał, że w ramach tej wskazówki fajnie byłoby codziennie odmówić 150 psalmów – wszystkie, jakie można znaleźć w Biblii.
Ale pojawił się pierwszy problem: skąd je wziąć? Czytać potrafi raczej niewielu. Druku jeszcze nie ma. Księgi są nie tylko cenne, ale też drogie. Nauczyć się wszystkich psalmów na pamięć nie sposób…
– Zastąpmy psalmy modlitwą, której nauczył nas Jezus – Ktoś wpadł na pomysł prosty i przez to skuteczny. Eureka!
– Odmówię codziennie 150 razy „Ojcze nasz” – pochwycili tę myśl zrazu pustelnicy, a w ślad za nimi także inni uczniowie Drogi.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Samo odmawianie „Ojcze nasz” jest fajne. Gorzej z liczeniem. Jak wypowiedzieć te 150 kawałków i mieć pewność, że się człowiek nie pomylił? Problem ten rozwiązał niejaki Paweł z Teb, pustelnik żyjący na przełomie trzeciego i czwartego wieku, którego ślady możemy znaleźć nawet w Częstochowie.
Ale o nim i o tym, jak sobie poradził z liczeniem odmawianych modlitw – opowiem następnym razem.