Z Piotrem i Pawłem jest trochę jak z dziadem kalwaryjskim. Przynajmniej w kwestii pogody.
Właśnie minęła kolejna rocznica skutecznego zamachu na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie. Niebawem świat stanął w obliczy wojny. Kiedy nadszedł czas sierpniowego odpustu w Kalwaryi Zebrzydowskiej, do jednego z setek żebrzących dziadów podszedł jegomość dostojnie odziany i mówi:
– Buty szyję. Wojsko, to solidny odbiorca obuwia. Zarobię, jeśli się wojna zacznie. Pomódlcie się, żeby wojna była – poprosił, rzucając dziadowi do czapki parę groszy.
Niebawem kobiecina jakaś stanęła przed dziadem i mówi:
– Syna mam. Do wojska go wezmą i zginie. Pomódlcie się, żeby wojny nie było – poprosiła, rzucając dziadowi parę groszy do czapki.
Kiedy ludziska przeszli, dziad zaczął się modlić:
– Panie Boże, proszę cię, żeby wojna była… I proszę, żeby wojny nie było… Wiem, że nie możesz zadowolić wszystkich. Więc nie idzie mi o to, żeby święty spokój był, ani żeby wojna była, ino taka szarpaczka…
Co święci Piotr i Paweł mają wspólnego z dziadowską modlitwą? Pewne niezdecydowanie dotyczące pogody. Oto bowiem pierwsze z brzegu przysłowie powiada:
Jak Piotr święty z Pawłem płaczą, to ludzie przez tydzień słońca nie zobaczą.
Podobno pytoł drukorz pisorza, co nadrukować do kalyndorza.
– Drukuj, co chcesz, ale w Piotra i Pawła musi być deszcz!
Nie dziwota zatem, że święty Piotr grzyby siał, a Paweł się z niego śmiał. Zaś w czas rychłego grzybobrania trzeba się opędzać od much, co po świętym Pawle i Pietrze są tłuste jak wieprze.
Nie przysparza uroków kanikuły deszczowy przedostatni dzień czerwca. Z kolei, jeśli Piotr 29 czerwca nie zapłacze, uprawom może grozić susza:
– Piotrze, Pawle, słyszycie? Suchy korzeń w życie.
Zatem kalwaryjskiego dziada naśladując, pozostaje chyba jedynie westchnąć w stronę nieba ani o deszcz, ani o słońce, ale o jaką pogodową szarpaczkę, a więc mżawkę albo dżdżu odrobinę, a poza tym niech słońce świeci, byle upraw nie wysuszyło. No, chyba, że siano albo pieprz.
[zdjęcie z sieci]