Pan Bóg nie robi czego „za ciebie”, ale „z tobą”.
Mt 8,1-4: Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony”. I natychmiast został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: „Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Dwóch woźniców zakopało swoje zaprzęgi w lepkim błocie. Pierwszy z nich ukląkł na wozie i uniósł ręce w pokornej modlitwie o pomoc. A drugi wziął się do roboty, podkładając faszynę i kamienie pod koła, poganiając woły i – co najgorsze – dodając sobie od czasu do czasu animuszu siarczystym przekleństwem. Na to wszystko nagle zjawił się anioł z nieba. Sfrunął delikatnie, a potem zaprał się mocno, naprężył duchowe muskuły i pomógł wydostać się z topieli… owemu utrudzonemu woźnicy.
– Chyba się pomyliłeś, Panie – przeklinający wprzódy woźnica zaczerwienił się po czubki uszu. – Nie mnie się należała pomoc, lecz memu kompanowi, który się usilnie modlił.
– Nie. Wszystko jest w porządku. Nasz Pan posyła mnie z pomocą zawsze tylko temu, kto sam się nie oszczędza.
Co zrobił trędowaty, by być uzdrowionym? Az trzy rzeczy: zbliżył się, upadł i prosił. Nie czekał bezczynnie, ale złożył w ofierze odrobinę swojego wysiłku. I został wysłuchany. Pan Bóg nie robi czego „za ciebie”, ale „z tobą”. I to jest cudowne.
Drogi Aniele Stróżu. Dobrze by było, gdybyś nie tylko chronił mnie od niebezpieczeństw, ale również – chociaż od czasu do czasu – zapędził mnie do roboty. Co też na pewno wyjdzie mi na zdrowie.