Lustro i szyba

Dlaczego Ewangelia każe nienawidzić swoją rodzinę i siebie czyli: o wyższości szybownictwa nad lustracją.

Chyba znaleźliśmy z Leszkiem współczesne wyjaśnienie tej zagadki. Pominąwszy już semantyczny semityzm. W kulturze słowa, jakim operuje Jezus, jeżeli jednego mam kochać a drugiego nienawidzić, to nie znaczy, że tego drugiego mam opluć, zdzielić pięścią albo kijem a nawet zabić, a jedynie, że tego pierwszego mam kochać dużo, dużo bardziej, niż tego drugiego. Ale to wciąż dość mętne wytłumaczenie.

Więc Leszek pojechał „Fortepianem Szopena”, w którym Norwid pisze: „Hostię przez blade widzę zboże… Emanuel już mieszka na Taborze”. Patrzysz na zboże i widzisz hostię – mówi Leszek. Wierzyć, to znaczy widzieć dalej, głębiej.

Więc wchodzę w słowo i mówię, że etymologicznie „nienawidzić” oznaczało kiedyś „nie chcieć kogoś widzieć”. Czyli patrzeć na kogoś, jakby był przezroczysty, patrzeć przez niego dalej.

No tak – zgadza się Leszek – Jezusowe „nienawidzić ojca, matkę i resztę rodziny” oznacza nie zatrzymywać spojrzenia i uwagi na nich. Ale widząc ich, widzieć Jezusa. A nie od razu, żeby z kijem albo pięściami na nich ruszać.

I jeszcze nienawidzić siebie samego – zwracam uwagę na ostatnią część wypowiedzi Jezusa. I przypomina mi się poczciwy szmonces. Uczeń pyta rabina, jak to jest, że ledwo się człowiek trochę wzbogaci, zaraz przestaje dostrzegać i poznawać innych. Rabin ciągnie chłopaka ku oknu i każe patrzeć przez szybę. Co widzisz? Ludzi, ulicę, kobietę z koszem, mężczyznę z łopatą. Następnie stawia chłopca przed lustrem. A teraz co widzisz? Siebie – odpowiada młodzieniec. Z ludźmi jest tak samo. Zazwyczaj patrzą na świat jak przez szybę. Ale kiedy pojawi się tylko odrobina srebra, jak na lustrze, nie widzą już nic poza sobą.

Nienawidzić siebie – w rozumieniu Ewangelii – znaczy zapatrzyć się przez szybę, a nie w lustro, kończę nasze dzisiejsze mądrości na ambonie mądrością o wyższości szybownictwa nad lustracją.

A tak w ogóle u nas dożynki dziś były. I ambona cała wyłożona złotymi kłosami pszenicznymi. Więc kiedy Leszek wyciągnął tego Norwida, co Hostię przez blade widzi zboże, zacząłem żałować, żem sobie chociaż okularów-lustrzanek nie założył. Jeden zero dla Leszka.