Sto stopni

W jakim kraju my żyjemy? Żeby w mieszkaniu było chłodniej niż na zewnątrz? I to o prawie 10 stopni? Skandal!

Blisko 35 stopni pojawiło się na wyświetlaczu mojego termometru. Na pewno było nieco mniej. Bo termometr budżetowy a czujnik leży sobie co prawda w cieniu, ale za to na metalowym parapecie. W sumie mogło być gorzej. Bowiem w skali Celsjusza wskazanie wynosiłoby 75 stopni. Sytuację uratował szwedzki astronom Karol Linneusz. Na początku XVIII wieku Andrzej Celsjusz postanowił zmierzyć temperaturę. Wymyślił to następująco: rurkę z rtęcią włożył w topniejący śnieg i zrobił kreskę na poziomie, na jakim zatrzymał się słup rtęci w rurce. Potem zrobił to samo z wrzątkiem. A odległość między jedną kreską a drugą podzielił na sto równym odcinków, w ten sposób uzyskując „stopnie”. Skalę oznaczył zstępująco: punkt wrzenia wody miał zero stopni, a punkt zamarzania sto. Taki porządek obowiązywał czas jakiś. Upał zaczynał się przy -25, jesienne przymrozki sięgały 105 a temperatura zdrowego człowieka utrzymywała się na poziomie 63,4 stopnia. Aż inny szwedzki uczony Karol Linneusz miał odwagę – jak dziecko z baśni Andersena o królewskich szatach – krzyknąć, że król jest nagi, że system stoi na głowie, więc trzeba go postawić na nogach. I zaproponował żeby przyjąć, iż woda gdy zamarza ma zero a gdy wrze – sto stopni. A była to propozycja nie do odrzucenia i taką pozostaje do dziś. Przy tym Linneusz był na tyle skromnym i uczciwym dżentelmenem, że nazwy skali na termometrze nie przypisał sobie, ale pozostawił ją przy Celsjuszu.

Mierzenie temperatury przy pomocy rurki z rtęcią wymyślił nieco starszy kolega Celsjusza Daniel Fahrenheit. Urodził się w Gdańsku, ale Polak z niego był taki, jak z Kopernika Niemiec, a dorosłe i zawodowe życie spędził w Niderlandach. To on wymyślił pierwszą skalę, służącą do pomiaru temperatury i do dziś używaną w dawnych koloniach brytyjskich z USA na czele. Według niej woda zamarza w 32 stopniach, wrze w 212, a ludzkie ciało ma 98,6 stopnie. Żeby przeliczyć F na C, trzeba od wartości F odjąć 32, a różnicę podzielić przez 2 i mamy wynik z dokładnością do 10 procent.

W nauce stosuje się jeszcze skalę Kelwina i – rzadziej – Rankine’a. W nich zero nie dotyczy zamarzania wody, ale ustania drgań cząstek – to dość skomplikowane. A propos nauki: w czasach obowiązkowej służby wojskowej wyznaczeni podoficerowie prowadzili zajęcia uzupełniające wiedzę przynajmniej części rekrutów. Sami często czerpali ją z podobnych, wcześniejszych zajęć i notatek. Podczas jednej z takich lekcji sierżant dyktuje rekrutom: kąt prosty ma sto stopni… Jeden ze słuchaczy, wyraźnie przeuczony, podnosi rękę: obywatelu sierżancie, z tego co wiem, kąt prosty ma dziewięćdziesiąt stopni. Sierżant kartkuje notatki. Macie rację, szeregowy, dziewięćdziesiąt stopni. W stu stopniach, to woda wrze…