O tym jak Zielone Świątki uratowały świat przed wielożeństwem.
Pięćdziesiątnicę jako pierwsi obchodzili Izraelici. Na pamiątkę tego, jak po siedmiu tygodniach ucieczki z Egiptu dotarli w to miejsce, gdzie Mosze ujrzał płonący krzak i z jego wnętrza usłyszał głos Najwyższego. Na tę pamiątkę – a także w języków ognia, jakie pojawiły się na znak zstąpienia Ducha Świętego w Wieczerniku – w Beskidach zapala się wielkie ogniska.
U stóp Synaju Izraelici rozbili obóz a Mosze wspiął się na szczyt. W pięćdziesiątym dniu od Paschy Najwyższy podarował mu Torę. Niby mówi się o Dekalogu, ale to cała Tora-Pięcioksiąg była. Dziwne zjawiska temu towarzyszyły: ustał wiatr, ptak nie zaśpiewał, wół ni zaryczał, a skaliste, pustynne zbocza Synaju pokryły się świeżutką roślinnością. Z tego powodu ów dzień nazywa się Zielonymi Świątkami. Izraelici zdobią wejścia do domów i synagog zielonymi gałązkami, jak my ołtarze na Boże Ciało. Choć u nas w Galicji na Zielone Świątki też się tak robiło, o czym zawczasu ksiądz dobrodzij z ambony przypominał.
Gdy Mosze wstąpił na górę po Torę, a Najwyższy mu ją dyktował, tak cicho się zrobiło, że Izraelici w sen zapadli głęboki. I kiedy Mosze wrócił z góry, musiał ich dopiero zbudzić a oni zawstydzeni wielce byli. Na tę pamiątkę w noc poprzedzającą Święto Tygodni – Szawuot – w synagodze odbywa się czuwanie. Podobnie jak w naszych kościołach odprawiane są wigilie Zesłania Ducha Świętego. W synagodze nazywa się to „Tikkun Leil Szawuot” – noc naprawiania – tego zaspania właśnie. Trzeba przekartkować Pismo Święte, przeczytać fragment o Dekalogu i Księgę Rut. Bo Księga Rut opisuje żniwa, a Zielone Świątki do jednocześnie Dożynki – zakończenie żniw jęczmiennych, upieczenie pierwszego chleba z tegorocznej pszenicy – chleba na zakwasie a nie przaśnego – ofiarowania koziołka i baranka. Rut była prababką króla Dawida, który urodził się a potem także umarł w święto Szawuot.
W Średniowieczu Święto Tygodni było też początkiem nowego roku szkolnego dla żydowskich chłopców. Kto samodzielnie przeczytał jeden werset Tory, dostawał ciastko miodowe – żeby nauka i zapamiętywanie było dlań słodkim wysiłkiem. Na ciastkach się nie kończyło. Jednak na świątecznym stole mięsa przegrywały z nabiałem: pierogami, omletem z serem i sernikiem. Dlaczego? Pobożna tradycja mówi, że u stóp Synaju nie było warunków, żeby zdobyć koszerne mięso i koszerne naczynia do jego przyrządzenia. Więc pozostało tylko mleko i jego pochodne. Nieco mniej pobożna, późniejsza legenda litewska utrzymuje, że gdy w pewnym miasteczku mężczyźni czuwali w synagodze ich żony podniosły bunt, że oto przestaną im usługiwać w kuchni. Gdy panowie rano wrócili do domu i nie zastawszy śniadania odkryli bunt swoich żon, miejscowy rabin oznajmił, że dobrze, że oni to przyjmują do wiadomości, ale w takim razie od dziś będą praktykować wielożeństwo, bo w gronie kilku zawsze się znajdzie któraś żona, co śniadanie zrobi. Panie tak się przeraziły, że czym prędzej każda pobiegła do kuchni, by przygotować śniadanie jak niezwłocznie – czyli z pieczywa i nabiału właśnie. Ale tej tradycji – o ile mi wiadomo – jakoś nie przejęliśmy od Izraelitów. Choć przecież jeszcze wszystko przed nami.